Autor: Tyler Durden
Autor: Andrew Korybko za pośrednictwem Substack,
I wreszcie godzi się z niemożnością przywrócenia granic Ukrainy sprzed 2014 roku...
Zełenski powiedział niedawno ABC News, że "Zwycięstwo, moim zdaniem, celem Putina jest okupacja Ukrainy, to jest zniszczenie nas, okupacja, a czy on ją okupował?... On nas nie okupował, my wygrywamy i myślę, iż tak, bo mamy swój kraj".
Jest to dalekie od mantry, którą powtarzał niemal codziennie przez ostatnie 3,5 roku, odkąd rozpoczęła się operacja specjalna mająca na celu przywrócenie granic jego kraju sprzed 2014 roku.
Całkiem wyraźnie daje do zrozumienia, iż zaakceptuje zakończenie konfliktu, które nie osiągnie tego celu, idąc w ten sposób z prądem politycznym.
W związku z tym, choć Trump może eskalować zaangażowanie USA w celu zmuszenia Putina do zamrożenia konfliktu bez osiągnięcia żadnego z deklarowanych przez niego celów, nie ma złudzeń co do przywrócenia przez Ukrainę granic sprzed 2014 roku.
To samo odnosi się do sytuacji, gdy próbuje on dokonać tam bezpośredniej interwencji NATO, czy to przed zakończeniem działań wojennych, czy po ich zakończeniu, i niezależnie od tego, czy poprzedza ona wprowadzenie strefy zakazu lotów, co jest faktem dokonanym. Zełenski zdaje sobie z tego sprawę i nie chce ryzykować gniewu Trumpa, domagając się niemożliwego.
W związku z tym rozpoczął teraz zadanie skorygowania wewnętrznego i zachodniego postrzegania zwycięstwa, ergo dlaczego teraz przesuwa cele, twierdząc, iż osiągnięto to tylko poprzez zakończenie konfliktu bez okupacji całej Ukrainy przez Rosję. Problem w tym, iż Rosja nigdy nie zamierzała okupować całej Ukrainy. Dowodzi tego fakt, iż nigdy choćby nie próbowała zdobyć Odessy, nie mówiąc już o tym, iż nie podjęła żadnych ruchów na zachodniej Ukrainie, a okolice Kijowa są najdalej na zachód, do jakiego Rosja kiedykolwiek dotarła.
Oczywiście, niektórzy z jej zwolenników fantazjowali, iż celem Rosji jest okupacja całej Ukrainy aż do granicy z Polską, ale zawsze było to myślenie życzeniowe i nigdy nie odzwierciedlało deklarowanych przez Rosję celów, ani choćby jej domniemanych, czego dowodzi przebieg operacji wojskowych. Traktując te bezpodstawne spekulacje jako fakt strategiczny, który nieumyślnie uwypukla ciekawą zbieżność narracji między niektórymi zwolennikami Rosji i Ukrainy, Zełenski ma nadzieję, iż zadowoli się mniej, nie tracąc przy tym twarzy.
Motywują go nie tylko obawy o swoje dziedzictwo, ale także strach przed ultranacjonalistyczną (faszystowską) rewoltą części społeczeństwa obywatelskiego i sił zbrojnych w przypadku, gdy zaakceptuje bezterminową rosyjską kontrolę nad terytoriami roszczonymi przez Ukraińców w ramach porozumienia pokojowego. Ironia polega na tym, iż Ukraina zachowałaby części obwodów chersońskiego i zaporoskiego, które w tej chwili znajdują się pod rosyjską kontrolą, gdyby Zełenski zaakceptował warunki projektu traktatu pokojowego z wiosny 2022 r., który Wielka Brytania i Polska spiskowały w celu sabotażu.
Precedens ustanowiony przez epicką porażkę kontrofensywy latem 2023 r., która była przygotowywana przez ponad rok i nastąpiła po napływie na Ukrainę sprzętu wojskowego o wartości dziesiątek miliardów dolarów, którego Zachód nie musi już oszczędzać, sugeruje, iż Zełenski nie odzyska niczego bez względu na wszystko. Konflikt zakończy się więc tym, iż Rosja przynajmniej zachowa zdobyte przez siebie ziemie w tych dwóch regionach, jeżeli nie rozszerzy swoich zdobyczy (czy to tam, czy gdzie indziej), w zależności od tego, jak wszystko się niedługo rozwinie.
Wracając do Zełenskiego, który przesunął cele do zwycięstwa, znaczenie jest takie, iż jest on naprawdę gotów zamrozić konflikt wzdłuż linii frontu co najmniej, z istniejącą możliwością, iż może choćby zgodzić się na wycofanie się z reszty Donbasu, jeżeli Trump mu to nakaże w ramach umowy z Putinem. Nie można tego jednak brać za pewnik, ponieważ do tej pory nie wywierał na niego presji w żadnej sprawie. W każdym razie dynamika wojskowo-polityczna przez cały czas faworyzuje Rosję, a Zełenski w końcu się z tym pogodził.