Łukasz Warzecha: Prawdziwy test Karola Nawrockiego

pch24.pl 2 часы назад

Każdego polityka, pełniącego istotną funkcję, ocenia się między innymi w relacji do początkowych oczekiwań. Można radzić sobie obiektywnie nieźle, ale jeżeli oczekiwania były nadmiernie wyśrubowane, ocena wypadnie słabo. Stąd częścią politycznej gry jest próba wyważenia tego parametru: z jednej strony trzeba oczekiwania wyborców pobudzić na tyle, żeby chcieli politykowi zaufać; z drugiej nie można ich nadmiernie rozbujać, bo tak rozbujanych oczekiwań nikt w realnym życiu nie spełni, a to będzie oznaczało rozczarowanie i w konsekwencji spadające notowania.

Przed takim problemem staje dzisiaj Karol Nawrocki, choć – paradoksalnie – w pewnym sensie jest mu łatwiej niż innym prezydentom w przeszłości, gdy polska polityka była nieco mniej spolaryzowana. W państwach, gdzie polityczny układ jest oparty na skrajnościach, choćby polityk obsadzony na urzędzie teoretycznie reprezentacyjnym, a więc z zasady mniej zaangażowanym w bieżącą polityczną walkę, nie musi się w zasadzie przejmować oczekiwaniami tej części obywateli, którzy go w wyborach nie wsparli (zakładając, iż wybory prezydenta są powszechne), ponieważ ci nie spodziewają się po nim niczego. Dla swoich przeciwników ktoś taki jest po prostu wrogiem i niezależnie od tego, co by zrobił, i tak ich nie zadowoli. Spójrzmy na sytuację w USA: problemem Donalda Trumpa nie są przecież Demokraci i ich zwolennicy – o nich prezydent Trump w ogóle nie dba – ale pojawiające się co chwila rozczarowanie różnymi elementami jego polityki ze strony republikańskich polityków czy wyborców.

To zasada, której wydawał się nie rozumieć Andrzej Duda – w wielu momentach można było mieć wrażenie, iż stara się zaskarbiać sobie sympatię tych, którzy na niego nie głosowali, co było bezcelowe, a powodowało, iż decyzje odchodzącego prezydenta wywoływały zdumienie zwolenników konserwatywnego światopoglądu.

Tu widać – przynajmniej tak można zakładać – pierwszą przewagę Karola Nawrockiego. On wydaje się rozumieć, iż w skrajnie podzielonej Polsce również prezydent nie powinien zabiegać o pochwały z każdej strony, ale iż został wybrany przez konkretną grupę obywateli o określonych poglądach i to ich oczekiwania ma spełniać. Pan Nawrocki nie emabluje wyborców lewicy czy choćby liberalnego centrum.

Przy czym oczekiwania tych, którzy pana Nawrockiego na początku czerwca wsparli, nie są małe, a do tego są mocno rozbieżne choćby w ramach tej grupy. Rozpoczynający pierwszą kadencję prezydent myśli od razu – to w pełni naturalne – o drugiej. To zaś oznacza, iż musi już teraz dbać, aby z jego elektoratu z drugiej tury odeszło jak najmniej wyborców, którzy mogą go ponownie wesprzeć za pięć lat. Tutaj nowy prezydent ma problem większy niż miał Andrzej Duda w 2015 r. Wówczas krajobraz polityczny był mocno odmienny niż dzisiaj, a po umownej prawej stronie nie było alternatywy tak wyrazistej wobec PiS jak dzisiaj są Konfederacja i Korona. Paweł Kukiz, którego wyborcy mocno przysłużyli się zwycięstwu pana Dudy, był zjawiskiem świeżym, a jego wyborcy mieli oczekiwania znacznie słabiej zdefiniowane niż dzisiaj wyborców panów Brauna, Bosaka i Mentzena. Chcieli po prostu zmiany i swego rodzaju świeżości, a pan Duda się w tę tendencję dobrze wpisywał. Dzisiaj to już nie wystarczy, szczególnie iż pan Nawrocki nie zastępuje kogoś w rodzaju pana Komorowskiego, ale prezydenta z tego samego obozu politycznego.

Nowy prezydent musi się starać godzić oczekiwania z jednej strony mocno socjalnego, mocno antytuskowego tradycyjnego elektoratu PiS, z drugiej zaś znacznie bardziej wolnościowego, liberalnego gospodarczo, młodszego elektoratu ugrupowań autentycznie prawicowych. Tradycyjni wyborcy PiS oczekują z grubsza kontynuacji polityki Andrzeja Dudy – z pewnymi modyfikacjami, będącymi odbiciem aktualnego kursu jego ukochanej partii. Nie ma zatem już na przykład oczekiwania, iż pan Nawrocki będzie skrajnie proukraiński, bo chwilowo ten motyw z przekazu PiS wypadł (aczkolwiek nie ma gwarancji, iż nie powróci). Jest za to oczekiwanie, iż będzie podtrzymywał w swoich decyzjach narrację o zderzeniu „Polski solidarnej” z „Polską liberalną”, która była podstawą polityki PiS od lat. choćby jeżeli w ostatnim okresie swoich rządów w praktyce kilka już z tego wynikało, ponieważ pieniądze na „solidarność” się zwyczajnie skończyły. Jest także oczekiwanie – wyjątkowo kłopotliwe dla Karola Nawrockiego – iż „prezydent z PiS” nie będzie tej partii sprawiał problemów takich jak pan Duda choćby w roku 2017, podczas sporu o ustawy sądowe.

Tymczasem wyborcy z drugiej strony prawego skrzydła, zwłaszcza ci od pana Mentzena, ale również ci od pana Brauna, wcale nie oczekują podtrzymywania obłudnej opowieści o zderzeniu tak opisanych dwóch Polsk. Wręcz przeciwnie – skłaniają się do kursu znacznie bardziej indywidualistycznego i gospodarczo liberalnego. Nie jest to może dla nowego prezydenta tak problematyczne, dopóki trwa obecna koalicja. Przy nowej władzy może być trudniej – wszystko zależy od tego, w jakiej powstałaby ona konfiguracji. Na pewno zaś nie ma w tej grupie wyborców oczekiwania, iż nowy prezydent będzie stawał na baczność na telefon z Nowogrodzkiej.

Znaczące oczekiwania wywołał pan Nawrocki samą swoją kampanią, w trakcie której zaznaczył w kilku punktach dystans do dotychczasowej polityki PiS. Dotyczy to między innymi znacznie ostrzejszego kursu wobec Ukrainy. Akurat w tym przypadku spełnienie oczekiwań nie będzie trudne, bo na tle odchodzącego prezydenta w sprawie Ukrainy wystarczy być po prostu realistą.

Pan Nawrocki nie powinien raczej mieć także problemów z wizerunkiem prezydenta bardziej asertywnego, dopóki działać będzie w warunkach kohabitacji. Charakterologicznie – na ile można to dzisiaj ocenić – jest człowiekiem znacznie twardszym niż Andrzej Duda, który szczególnie pod koniec swojej drugiej kadencji wykonał wiele zadziwiających posunięć. Z drugiej jednak strony nie jest trudno sprawiać wrażenia asertywnego, kiedy po stronie rządu ma się politycznych przeciwników. Odchodzący prezydent miał pod tym względem sytuację obiektywnie trudniejszą, ponieważ przez większość sprawowania urzędu rządzili ludzie z jego własnego obozu politycznego. Przy czym twierdzenie – które pojawiło się dopiero co w państwowej telewizji – iż przez 10 lat słuchał pana prezesa Kaczyńskiego jest kompletną bzdurą. Tego typu relacje skończyły się już w 2017 r. – choć można powiedzieć, iż to o dwa lata za późno.

Gdyby zaś władzę w Polsce przejęła szeroko rozumiana prawica, pan Nawrocki stanie przed podobnym wyzwaniem: nie jest łatwo okazywać niezależność i asertywność wobec swoich. W tym kryje się pewien paradoks: z jednej strony, jak wspomniałem, w spolaryzowanej polityce prezydent nie musi dbać o oczekiwania przeciwnych mu wyborców czy komentatorów – którzy na pewno wówczas namawialiby go do wręcz wrogości wobec rządzących – ale z drugiej nie jest dobrze widziane choćby przez jego własnych wyborców, gdyby stał się po prostu biernym notariuszem ustaw spływających do niego z Sejmu. Jest w tym faktycznie sprzeczność, z którą może sobie nie poradzić choćby wytrawny polityk, a takim pan Nawrocki nie jest. Ale do momentu, gdy rzeczywistość postawi go przed takim wyzwaniem, pozostało trochę czasu.

Przy tym pan Nawrocki złożył kilka konkretnych obietnic, z których łatwo będzie go rozliczyć. Zapowiedział na przykład dużą aktywność legislacyjną, czyli częste korzystanie z uprawnienia do składania w Sejmie własnych projektów ustaw. Z tej możliwości pan Duda korzystał rzadko. W ramach tej aktywności zapowiadał między innymi próbę walki z regulacjami zielonego ładu. To bardzo łatwo będzie zweryfikować.

Była również zapowiedź intensywnego sięgania po prawo do zwoływania Rady Gabinetowej (Rady Ministrów pod przewodnictwem prezydenta), przy czym jest to zapowiedź dla nowej głowy państwa potencjalnie kłopotliwa. Rada Gabinetowa nie ma żadnych uprawnień decyzyjnych i jeżeli będzie nadużywana, gwałtownie zmieni się w jałowy i nużący teatr.

Mówiąc zatem w pewnym uproszczeniu – ale w sferze kształtowania wizerunku politycznego takie uproszczenia są ważne – generalne oczekiwanie wobec nowego prezydenta jest takie, iż będzie twardym zawodnikiem, który nie da się pokonać ekipie Tuska, Żurka, Kierwińskiego, ale też zawodnikiem niezależnym, choć wyraźnie stojącym po stronie prawicowego paradygmatu. W pierwszym etapie sprawowania urzędu, gdy pan Nawrocki będzie się go dopiero uczyć, jego sytuacja będzie bardziej komfortowa, ponieważ będzie działać na tle nieprzychylnej władzy. Jego wyborcy będą skłonni więcej mu wybaczać i premiować jego posunięcia skierowane przeciwko koalicji. Prawdziwy test tej prezydentury przyjdzie jednak w momencie, kiedy rządy obejmie prawica.

Łukasz Warzecha

Читать всю статью