W sobotę zajechałem do małego sklepiku w małej miejscowości podwarszawskiej, żeby kupić mleko do kawy. W takich sklepikach atmosfera jest familijna- wszyscy się znają i wesoło żartują. Jak wszedłem do sklepu, jeden facet w ubraniu roboczym narzekał tak:
– K….a, roboty mam jeszcze na dzisiaj od ch…ja. Na grzyby bym poszedł, a nie tak zapi…ał.
Pani za ladą zaoponowała:
– Grzybów nie ma.
– Ale bym się wtedy piwa napił.
Przypomniała mi się wyprawa na grzyby, jaką mój Instytut zorganizował w roku 1984-tym. Wyruszyliśmy wynajętym autokarem o 4 rano, jechaliśmy dwie godziny. Ledwie wsiedliśmy, Panowie z warsztatu wyciągnęli flaszki i każdy po butelce czystej wypił. Grzybów było co niemiara, ja zebrałem wiaderko, ale Panowie na promilach zebrali dwa razy więcej.
Przyznam się, iż jeszcze grzybów po alkoholu nie zbierałem, ale w przyszłym roku muszę spróbować, bo w tym roku znalazłem raptem 5 grzybów. Niezbyt udany ten 2025!
Michał Leszczyński