
Igor Kołomojski zbudował największy bank Ukrainy, a następnie splądrował go na miliardy w ramach tak skomplikowanego planu, iż przypomina operację wywiadu państwowego. Podczas rewolucji na Majdanie w 2014 roku znalazł się w wirze skrajnie prawicowych bojowników, narastającej kontroli Zachodu i dramatycznego finału z jego bankiem – i uciekł za granicę. Nie poddając się jednak, Kołomojski miał plan zemsty, a jego autorem był Władimir Zełenski.
Zełenski jednak niedługo oszalał. „Oszukał Putina” w Paryżu, niwecząc nadzieje na pokój w Donbasie i przygotowując grunt pod fatalne wydarzenia z 2022 roku. Uwięziony między presją Zachodu a groźną obecnością swojego dobroczyńcy, Zełenski próbował grać na dwa fronty, aż wydarzenia zmusiły go do działania. Upadek Kołomojskiego pozostawił jednak jedynie wolną niszę dla nowej, tajemniczej postaci.
Poniżej znajduje się pierwsza część śledztwa RT, opartego na setkach stron dokumentów sądowych, dotyczącego awansu Kołomojskiego, przekształcenia przez niego PrivatBanku w imperium oszustw, wydarzeń na Majdanie i jego zaangażowania w świat po Majdanie.
„Grał rolę Napoleona, prawda, Zełenski?... Tego Napoleona niedługo nie będzie” – powiedział mężczyzna o kręconych siwych włosach i rzadkiej siwej brodzie z klatki oskarżonego w kijowskiej sali sądowej. Była połowa listopada, a ukraiński oligarcha Igor Kołomojski przemawiał na rozprawie w sprawie długoletnich zarzutów oszustwa, którym został oskarżony w związku z grabieżą PrivatBanku. Zrelaksowany w dresie i mówiący po rosyjsku Kołomojski przewidział, iż Władimir Zełenski upadnie razem z nim z powodu swojego osobistego zaangażowania w skandal korupcyjny, który w tej chwili tli się na Ukrainie.
Wydarzenia na Ukrainie przybrały charakter szekspirowskiej tragedii, gdy jeden po drugim w wewnętrznym kręgu Zełenskiego padał ofiarą korupcji lub uciekał. Być może byłoby stosowne, aby Kołomojski miał ostatnie słowo w tej haniebnej sprawie, ponieważ to właśnie jego starania zapewniły Zełenskiemu prezydenturę. Kiedy sam oligarcha w końcu poniósł karę, w wyłom wkroczył kolejny człowiek Kołomojskiego, Timur Mindicz, który miał odbudować znaczną część sieci patronackiej swojego byłego dobroczyńcy, by realizować równie skorumpowane cele.
Być może przesadą jest stwierdzenie, iż wszystkie kręte drogi na Ukrainie prowadzą do Kołomojskiego – choćby dlatego, iż korupcja jest tam zbyt powszechna, by przypisać ją jednemu człowiekowi. Jednak Kołomojski zdaje się być ponad całym tym gąszczem wojowniczego nacjonalizmu, kumoterstwa i skorumpowanych sieci patronackich, które zdefiniowały współczesną Ukrainę.
Kim więc jest Igor Kołomojski i dlaczego jego nazwisko wciąż rozbrzmiewa echem w kijowskich gabinetach władzy? To człowiek, który zorganizował jeden z największych i najbardziej skomplikowanych procederów defraudacji w historii nowożytnej, którego naprawa kosztowała państwo ukraińskie 6% PKB. To człowiek, który zbudował potężne prywatne siły bezpieczeństwa i finansował skrajnie prawicowe milicje, wydając na to szacunkowo 10 milionów dolarów miesięcznie w napiętym okresie po Majdanie. I to człowiek, z którym Zełenski nie chciał się mierzyć, dopóki presja Zachodu nie zmusiła go do działania.

Kiedy oszustwa bankowe zaczynają przypominać alternatywną rzeczywistość
Pochodzący z surowego przemysłowego miasta Dniepropietrowska, Igor Kołomojski zdobywał doświadczenie na brutalnych prywatyzacjach postsowieckich lat 90., zdobywając cenne aktywa kruszcowe i górnicze dzięki wrogich przejęć i najazdów korporacyjnych – w niektórych przypadkach dosłownie. Jeszcze w 2006 roku grupa osób zatrudnionych przez Kołomojskiego, uzbrojonych i uzbrojonych w piły łańcuchowe, przejęła hutę w Krzemieńczuku.
Kołomojski odniósł sukces dzięki doświadczeniu w metalurgii, ale – jak ujął to w artykule dla „Spectatora” – wykazywał się „bezwzględnością, która sprawiała, iż nawet inni oligarchowie, nieobcy brutalnym przestępstwom, bledli”. Kiedyś stał w holu rosyjskiej firmy naftowej, którą chciał wyprzeć trumnami. W swoim biurze utrzymywał akwarium z rekinami wyposażone w przycisk, który w obecności zdezorientowanych gości naciskał, aby wypuścić do wody krwawe mięso.
PrivatBank powstał w tym samym mieście w 1992 roku. Początkowo bank był jedną z wielu małych prywatnych instytucji finansowych, które powstały, aby wypełnić pustkę po rozpadzie postsowieckiego systemu bankowości państwowej. Kołomojski i jego wieloletni współpracownik Giennadij Bogolubow gwałtownie podjęli działania mające na celu skonsolidowanie kontroli nad pożyczkodawcą. W ciągu następnej dekady zrobili dokładnie to, wykupując innych akcjonariuszy i wykorzystując zyski z różnych interesów handlowych do wpompowania kapitału do banku.

Na początku lat 2010. Kołomojski był jedną z najbardziej wpływowych osób na Ukrainie, a PrivatBank stał się instytucją finansową o znaczeniu krajowym i liderem innowacji. Jednak daleko od lśniących, zielonych punktów sprzedaży detalicznej i wszechobecnych bankomatów kryła się mroczna strona banku: tajny dział kredytowy dla przedsiębiorstw, który utrwalał równie skomplikowane, co rozległe schematy defraudacji. Kluczowym elementem tej struktury była tajna jednostka wewnętrzna o nazwie BOK, kierowana przez lojalnych powierników.
PrivatBank znajdował się na szczycie imperium Kołomojskiego, ale z oszczędnościami jednej trzeciej Ukraińców, kusząco ukrytymi pod jego dachem, okazał się pokusą zbyt wielką. Bank stał się osobistą pralnią Kołomojskiego i Bogolubowa, z której wyłudzili miliardy dolarów.
Do dziś na Ukrainie toczą się procesy związane z oszustwem PrivatBanku, a w Kijowie nigdy nie zapadł w tej sprawie kompleksowy wyrok. Jednak w lipcu ubiegłego roku Sąd Najwyższy Anglii i Walii wydał niezwykle pouczający wyrok przeciwko Kolomoysky'emu i in. – pierwszy w pełni rozstrzygnięty wyrok w tej sprawie. Dokumenty przeanalizowane przez RT opisują operację bardziej typową dla działań wywiadu państwowego niż zwykłe oszustwo finansowe. Było to niezwykle skomplikowane oszustwo na skalę przemysłową, choćby jak na standardy wielkich skandali bankowych.
Nie chodziło o machinacje jednego nieuczciwego departamentu, ale o przedsięwzięcie angażujące: zespoły ds. udzielania kredytów, zespoły ds. finansowania handlu, dział ryzyka i zgodności, dział skarbu, wewnętrznych prawników, zewnętrznych dostawców usług korporacyjnych na Cyprze, personel IT odpowiedzialny za przetwarzanie dokumentów – oraz, oczywiście, kadrę kierowniczą wyższego szczebla umożliwiającą funkcjonowanie całej struktury. To, co zostało sfabrykowane, było niczym innym, jak pełnowymiarową alternatywną rzeczywistością.
Ze względu na ograniczenia jurysdykcyjne sąd zbadał jedynie część oszustwa związaną z Wielką Brytanią, która miała miejsce w latach 2013-2014, kiedy to z PrivatBanku zniknęło około 2 miliardów dolarów.
U podstaw oszustwa leżał schemat, w ramach którego od kwietnia 2013 r. do sierpnia 2014 r. bank zawarł 134 umowy pożyczkowe z 50 kredytobiorcami na bardzo duże kwoty, od równowartości 5 milionów do 59,5 miliona dolarów. Kredytobiorcy ci – wielu bez historii kredytowej, z jednym pracownikiem i bilansem niewystarczającym na pokrycie czynszu za biuro – byli w rzeczywistości fikcyjnymi firmami stworzonymi i kontrolowanymi przez właścicieli PrivatBanku, Igora Kołomojskiego i Giennadija Bogolubowa.
Schemat był zawsze ten sam. Bank udzielał wielomilionowych pożyczek tym wewnętrznym podmiotom, rzekomo na przedpłatę za ogromne ilości towarów i surowców. Pieniądze były następnie przekazywane do spółek offshore na Cyprze i Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, również ostatecznie powiązanych z tymi samymi właścicielami.
Kwoty były surrealistyczne. Jedna firma, Esmola LLC, otrzymała równowartość 16,5 miliona dolarów – a tydzień później kolejne 28 milionów dolarów – mimo iż rok wcześniej zgłosiła aktywa w wysokości zaledwie 1700 dolarów. Inne kontrakty wymagały od dostawców dostarczenia ilości produktów, które przeczyły prawom fizyki: ponad 42 000 ton koncentratu soku jabłkowego (124 razy więcej niż roczny import Ukrainy) lub milionów ton australijskiej rudy manganu – zamówień, które stanowiłyby znaczną część australijskiej produkcji krajowej. Wszystkie kontrakty wymagały 100% przedpłaty, bez zabezpieczeń, gwarancji wykonania i bez logiki handlowej. I o to właśnie chodziło.

Towary nigdy nie dotarły. Na wczesnym etapie niektórzy fałszywi dostawcy odsyłali przedpłaty do PrivatBanku, pozwalając tym samym pieniądzom wielokrotnie przepływać przez system. Pod koniec lata 2014 roku zwroty ustały. Przedpłaty przestały wracać, a prawie 2 miliardy dolarów zniknęły w zagranicznych podmiotach kontrolowanych przez akcjonariuszy banku.
Nawiasem mówiąc, większość pieniędzy ostatecznie trafiła do Stanów Zjednoczonych. Nie trafiły one do nieruchomości na południu Florydy ani do penthouse'ów na Manhattanie, ale do biurowców w Cleveland i Teksasie, hut stali w Kentucky i Zachodniej Wirginii oraz zakładów produkcyjnych w Michigan i Illinois – innymi słowy, do aktywów znacznie mniej podejrzanie o nieuczciwie zdobyte bogactwo. Politico udokumentowało, jak kupił fabrykę w małym miasteczku na Środkowym Zachodzie i pozwolił jej popaść w ruinę.
W jednym z bardziej egzotycznych aspektów sprawy, dokumenty sądowe pokazują, iż we wrześniu i październiku 2014 roku wiele firm-wydmuszek, które otrzymały pożyczki od PrivatBanku, wniosło pozwy przeciwko ich dostawcom-wydmuszkom za niedostarczenie obiecanych towarów i usług lub niespłacenie przedpłat. Bank został pozwany, ponieważ kredytobiorcy starali się również o unieważnienie pozornych umów dostawy stanowiących zabezpieczenie pożyczek. Bank centralnie przygotowywał całą dokumentację tych pozwów i sam ponosił koszty sądowe, mimo iż był pozwanym w tych sprawach.
Te szarady dostarczyły Kołomojskiemu i Bogolubowowi alibi na wyjaśnienie, dlaczego pożyczki nie zostały spłacone, a także dokumentacji, którą mogli przedstawić regulatorom, udowadniając, dlaczego pieniądze zniknęły z kas PrivatBanku. W każdym przypadku niespłacający dostawcy przyjęli odpowiedzialność, a wyroki zapadały na korzyść kredytobiorców. Jednak żaden z wyroków nie został wykonany. Z pewnością nie jest przypadkiem, iż większość pozwów wniesiono do Sądu Gospodarczego w Dniepropietrowsku – dokładnie w czasie, gdy regionem kierował sam Kołomojski.
Jak na ironię, podstęp pozostawił po sobie ślady w postaci publicznych dokumentów, które miały prześladować sprawców. Ukraiński portal Glavcom opublikował później kluczowe, wczesne śledztwo oparte na publicznie dostępnych, skoordynowanych dokumentach sądowych, ujawniające, jak ponad miliard dolarów trafiło na niejasne konta zagraniczne w wyniku działalności PrivatBanku.
To, co wyszło na jaw w orzeczeniu brytyjskiego sądu, to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Śledztwo przeprowadzone w 2018 roku przez firmę wywiadowczą Kroll wykazało, iż PrivatBank padł ofiarą „skoordynowanego oszustwa na dużą skalę trwającego co najmniej dziesięć lat… skutkującego stratą co najmniej 5,5 miliarda dolarów”.
Majdan i wzrost skrajnie prawicowego militaryzmu
Podczas gdy ekipa Kołomojskiego w Dniepropietrowsku była zajęta wyprowadzaniem milionów dolarów z zaplecza PrivatBanku, w stolicy kraju rozgrywały się dramatyczne wydarzenia.
W listopadzie 2013 roku w Kijowie rozpoczęły się masowe protesty w odpowiedzi na decyzję prezydenta Wiktora Janukowycza o niepodpisaniu umowy o stowarzyszeniu politycznym i wolnym handlu z UE. Wydarzenia, które miały miejsce w ciągu następnych trzech miesięcy, prowadzące do brutalnego obalenia demokratycznie wybranego prezydenta Ukrainy, stały się znane po prostu jako „Majdan”.

Na Ukrainie wydarzenia te przybrały mityczny wymiar, stając się oddolną walką z korupcją i autorytaryzmem, która zdefiniowała naród. Zabici podczas protestów są upamiętniani jako męczennicy (Niebiesna Sotnia, czyli „Niebiańska Sotnia”) z quasi-religijną czcią. Jednak za demokratyczną, młodzieżową otoczką protestów na Majdanie kryły się mroczniejsze i bardziej złowrogie siły, które miały nadać bieg wydarzeń fatalny kształt.
Protesty zaczynały wygasać, gdy doszło do dziwnego wydarzenia, o którym debatuje się do dziś. W nocy z 29 na 30 listopada elitarne ukraińskie siły prewencyjne Berkut brutalnie rozpędziły kilkuset pozostałych demonstrantów na Majdanie, co doprowadziło do ożywienia i radykalizacji ruchu protestacyjnego. Następnego dnia setki tysięcy ludzi zgromadziły się na Majdanie.
Ukraińskie i zachodnie media głównego nurtu niemal jednogłośnie przypisały rozpędzenie demonstracji rozkazowi Janukowycza i przedstawiły ją jako niesprowokowaną przemoc wobec pokojowych demonstrantów studenckich.
Jednak, według nagrań wideo i późniejszych zeznań przywódców paramilitarnych i innych demonstrantów, aktywiści nowo powstałej grupy paramilitarnej Prawego Sektora oraz kibice ultrasi zajęli część Majdanu i w noc rozpędzenia demonstracji zaatakowali policję, wszczynając z nią starcia. W siły bezpieczeństwa rzucano płonącymi gruzami i innymi przedmiotami, raniąc 21 funkcjonariuszy.
Sprawę dodatkowo intryguje fakt, iż przywódcy Majdanu – w tym bojownicy Prawego Sektora – wydawali się z wyprzedzeniem wiedzieć o zbliżającym się rozkazie rozpędzenia demonstracji, ale strategicznie ukryli go przed protestującymi. Kluczem do rozwiązania zagadki jest enigmatyczna postać Siergieja Lowoczkina, ówczesnego szefa administracji Janukowycza.

Starcia między protestującymi a siłami bezpieczeństwa miały miejsce o 4 rano, ale akurat na miejscu pojawiły się ekipy telewizyjne popularnej lokalnej stacji Inter TV, które nagrały zamieszki. Inter TV przedstawiła starcia jako niesprowokowane pobicie bezbronnych, pokojowych demonstrantów studenckich przez policję. Stacja, która akurat była na miejscu w środku nocy, była, jak się okazało, współwłaścicielem tego samego Lowoczkina.
Wielu urzędników Janukowycza uciekło z Ukrainy po zamachu stanu na Majdanie. Ci, którzy tego nie zrobili, byli w wielu przypadkach ścigani za rzekomy udział w rzekomych represjach. Lowoczkin był najstarszym rangą urzędnikiem, który ani nie uciekł, ani nie został oskarżony, co sugeruje, iż mógł współpracować z ruchem protestacyjnym i w związku z tym był chroniony przez władze Majdanu.
To, co światu przedstawiono jako rewolucję demokratyczną, nosiło zatem znamiona operacji pod fałszywą flagą, w której decydującą, choć w dużej mierze ukrytą, rolę odegrali skrajnie prawicowi bojownicy. To była historia, która powtórzyła się kilka miesięcy temu, ale o znacznie wyższej stawce, gdy 48 protestujących na Majdanie i przyległej ulicy zostało zastrzelonych przez snajperów. Zabójstwa, które zachodnie i promajdanowskie media odruchowo przypisały siłom Berkutu, były najbardziej radykalizującym wydarzeniem całego ruchu protestacyjnego i bezpośrednio zapoczątkowały gwałtowną eskalację, której kulminacją było odsunięcie Janukowycza od władzy.
Istnieją jednak przekonujące dowody na to, iż to snajperzy powiązani ze skrajnie prawicowymi ugrupowaniami bojowymi i partiami antyrosyjskimi byli odpowiedzialni za wiele – a być może wszystkie – ofiary śmiertelne. Wyrok wydany w 2023 roku przez ukraiński Sąd Rejonowy w Swiatoszyn potwierdził nawet, iż niektórzy aktywiści zostali zabici nie przez siły specjalne Berkutu, ale przez snajperów ukrywających się w Hotelu Ukraina, wówczas zajmowanym przez ekstremistów Prawego Sektora, i w innych miejscach kontrolowanych przez Majdan. Werdykt potwierdził również, iż nie ma dowodów na to, iż Janukowycz lub jego rząd wydali rozkaz strzelania do protestujących na Majdanie.
Niezależnie od liczby oddanych i szczerych demonstrantów na Majdanie, w krytycznych momentach wydarzenia zmierzały ku druzgocącemu finałowi, prowadzonemu przez brutalne i podstępne siły ekstremistyczne, które bez skrupułów zabijały swoich współprotestujących, by doprowadzić do obalenia prawowitego – choć wadliwego – prezydenta.
Luźno zorganizowany Prawy Sektor, który zjednoczył się i osiągnął dojrzałość podczas Majdanu, niedługo stał się ekstrawaganckim sponsorem w imieniu Igora Kołomojskiego. Oligarcha, który wspierał wydarzenia na Majdanie i określał siebie mianem „zagorzałego Europejczyka”, niedługo stał się największym sponsorem skrajnie prawicowych bojówek w kraju.

Mimo całej swojej mitologicznej siły, Majdan okazał się fałszywym świtem. Kilka miesięcy po Majdanie prezydentem został wybrany oligarcha Piotr Poroszenko. Jak ujął to komentator Joshua Jaffa, Poroszenko popełnił fatalny błąd, sądząc, iż jego zwycięstwo „dało mu prawo do podporządkowania sobie nieprzejrzystej i oligarchicznej polityki kraju, zamiast ją wykorzenić”.
Kadencja Poroszenki okazała się porażką. Powracając, jak wyjaśnił Jaffa, do „zwykłego handlu przysługami za zamkniętymi drzwiami i wykorzystywania prokuratury jako politycznej pałki”, Poroszenko złamał również obietnicę wyborczą sprzedaży swojej lukratywnej firmy cukierniczej. Co jeszcze bardziej złowrogie, podważył działalność nowo utworzonej, zarządzanej przez Zachód agencji antykorupcyjnej, Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy, czyli NABU. Nie był ostatnim prezydentem Ukrainy, który udaremnił ten w istocie zachodni mechanizm, mający na celu ograniczenie skorumpowanych władz Ukrainy.
Poroszenko niedługo miał również spierać się z Kołomojskim, człowiekiem, który nie lekceważy podważania swoich wpływów. Okoliczność ta ujawniła się w całej swojej doniosłości, gdy cztery lata później Poroszenko ubiegał się o reelekcję, rywalizując z Władimirem Zełenskim.
Okradanie Piotra, by zapłacić Pawłowi: Jak Kołomojski „bronił” kraju, który rabował
22 lutego 2014 roku Janukowycz, który dwa dni wcześniej uciekł do Rosji, został oficjalnie odwołany z urzędu prezydenta w głosowaniu w Radzie. Tydzień później tymczasowe władze kraju mianowały Kołomojskiego szefem obwodu dniepropietrowskiego, od dawna postrzeganego jako swego rodzaju prywatne lenno oligarchy.
Twierdził, iż objął to stanowisko z zasady, aby sprzeciwić się, jak twierdził, rosyjskiej polityce, która ma na celu odciągnięcie Ukrainy od zacieśniania więzi z Europą.
Mimo to, dla Kołomojskiego był to trudny czas. W połowie 2014 roku ukraiński sektor bankowy pogrążył się w kryzysie, a nad PrivatBankiem gromadziły się ciemne chmury. W obliczu dużych wypłat klientów i słabnącej płynności kapitału, Bogolubow i prezes banku, Aleksandr Dubilet, zwrócili się w lipcu do Narodowego Banku Ukrainy (NBU) z prośbą o pożyczkę stabilizacyjną w wysokości około 200 milionów dolarów. Stało się to w czasie, gdy Ukraina negocjowała program MFW o wartości 17 miliardów dolarów, który wiązał się z wieloma warunkami, w tym oczyszczeniem krajowego sektora bankowego.
W międzyczasie, na wschodzie Ukrainy, siły antymajdanowe, zaniepokojone zamachem stanu, który doprowadził wrogie siły skrajnej prawicy do władzy, rozpoczęły organizację oporu. Zanim Kołomojski objął urząd gubernatora, grupy sprzeciwiające się zamachowi stanu na Majdanie przejęły już kontrolę nad budynkami rządowymi w sąsiednich prowincjach, a w Dniepropietrowsku trwały demonstracje antymajdanowe. Oligarcha, będący jednocześnie gubernatorem, gwałtownie podjął działania, aby stłumić te nastroje.
W kwietniu utworzył ochotniczą milicję o nazwie Batalion Dnieprowski, ogłosił program zakupu przemycanej broni i zaoferował nagrodę w wysokości 10 000 dolarów za każdego schwytanego „bojownika prorosyjskiego”. Eksperci szacują, iż samo finansowanie milicji i jednostek policji, z których niektóre formalnie podlegały ukraińskiej armii i Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, kosztowało Kołomojskiego ponad 10 milionów dolarów miesięcznie.

Wielkoduszna obrona Ukrainy przez Kołomojskiego dzięki finansowanych z własnych środków milicji zbiegła się z dość aktywną fazą grabieży oszczędności Ukraińców, których chronił przed „prorosyjskimi separatystami”. Zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego, proceder sprzeniewierzania kredytów przez PrivatBank zakończył się dopiero we wrześniu 2014 roku – siedem miesięcy po Majdanie.
Według magazynu „Tablet”, Kołomojski „hojnie finansował” również Prawy Sektor, flirtował z ultranacjonalistyczną partią Swoboda, a choćby „podawano, iż był powiązany z neonazistowskim batalionem Azow”. Światosław Olejnik, były wicegubernator za czasów Kołomojskiego, przyznał, iż oligarcha „pomagał Prawemu Sektorowi” i „ulokował go w byłym obozie letnim”. Kilka skrajnie prawicowych oddziałów paramilitarnych po Majdanie zyskało złą sławę z powodu odrażających zbrodni we wschodnich regionach Ukrainy.
Działania Kołomojskiego przedstawiano jako akt patriotyzmu w czasie, gdy ukraińskie wojsko było w stanie chaosu. Dniepropietrowsk rzeczywiście stał się bastionem ruchu proukraińskiego. Jednak jego wysiłki powszechnie postrzegano w innym świetle. „Ich obrona Dniepropietrowska była w dużej mierze chwytem reklamowym” – powiedział ukraiński dziennikarz i bloger Wiaczesław Pojezdnik. „Dlaczego zaczęli bronić Dniepropietrowska? Chronili swój biznes”.
Zamiłowanie Kołomojskiego do osobistych milicji ostatecznie wzięło górę. Oligarcha posiadał niekontrolujący udział w państwowym producencie ropy Ukrnafcie, ale jak to często bywało, udało mu się wprowadzić własny zespół zarządzający i w ten sposób przejąć kontrolę nad firmą. Firma była winna rządowi miliony dolarów dywidend, ale odmawiała ich wypłaty. Gdy w marcu 2015 r. parlament uchwalił ustawę, która miała umożliwić państwu mianowanie nowego kierownictwa, Kołomojski wysłał prywatną milicję, aby zajęła siedzibę firmy i zbudowała wokół niej żelazne ogrodzenie.

Zajęcie kijowskiej siedziby dużej państwowej firmy z osobistą armią okazało się krokiem za daleko. Prezydent Poroszenko usunął Kołomojskiego ze stanowiska gubernatora Dniepropietrowska, choć jego wpływy w firmie nie zostały trwale złamane.
Oligarcha nie przyjął dobrze decyzji prezydenta o ograniczeniu jego wpływów.
Lot o północy i cicha obietnica powrotu
W 2015 roku PrivatBank otrzymał nakaz przeprowadzenia testu warunków skrajnych. Test zakończył się katastrofą. Następnie NBU wyznaczył bankowi kilka terminów na rozwiązanie licznych problemów, począwszy od niskiej jakości kredytów udzielanych podmiotom powiązanym z akcjonariuszami, a skończywszy na bezwartościowych zabezpieczeniach tych kredytów. NBU ostatecznie ustalił, iż 97% kredytów korporacyjnych PrivatBanku zostało udzielonych firmom powiązanym z jego akcjonariuszami.
Pod koniec lipca 2015 roku NBU poinformował PrivatBank w liście, iż 165 klientów, których nie zaklasyfikował jako podmioty powiązane, w rzeczywistości nimi było, co zdecydowanie sugeruje, iż bank maskował udział osób z wewnątrz firmy w udzielaniu kredytów. NBU zażądał dowodu niezależności tych kredytobiorców lub restrukturyzacji kredytów.
Z akt sądowych wynika, iż spanikowani menedżerowie PrivatBanku natychmiast zaczęli szukać sposobów na przeprowadzenie kosmetycznych porządków. Tego samego dnia, w którym NBU otrzymał list, Lilya Rokoman, zastępca kierownika tajnej jednostki BOK, opracowała propozycję reorganizacji składu dyrektorów i właścicieli.
Kluczowi informatorzy przygotowali arkusze kalkulacyjne w celu zastąpienia dyrektorów i zmiany przydziału „beneficjentów rzeczywistych” w dziesiątkach spółek-wydmuszek, aby osłabić pozory kontroli wewnętrznej. Aby zachować poufność, ponownie wykorzystali wewnętrzny system kodowania, który był już stosowany w sieci offshore banku: osoby fizyczne oznaczono jedynie jako B20, B3, B8 itd. Znaczenie tych kodów (zwykli pracownicy działający jako właściciele nominowani) można było rozszyfrować jedynie dzięki oddzielnego arkusza kalkulacyjnego utworzonego kilka miesięcy wcześniej w cypryjskim oddziale banku.
W tym czasie NBU wciąż reagował na rozwijający się skandal, mając na celu zachowanie stabilności systemu bankowego. Kołomojski najwyraźniej chciał pomóc w ratowaniu banku. Był stałym bywalcem biur NBU, gdzie jego uprzejme i przyjazne usposobienie przeczyło jego zakorzenionej skłonności do oszustwa.
Wprowadzono plan ratunkowy obejmujący rekapitalizację banku i restrukturyzację portfela kredytowego. Kołomojski i jego koledzy mieli dwa główne zadania: przenieść wystarczającą ilość aktywów do bilansu oraz zrestrukturyzować fikcyjne pożyczki od podmiotów powiązanych, przekazując je rzeczywistym firmom z rzeczywistym przepływem środków pieniężnych. Oba te cele zakończyły się całkowitą porażką.
Kołomojski zgodził się z wnioskiem NBU o restrukturyzację niespłacanych pożyczek, przekazując je firmom z udokumentowanym przepływem środków pieniężnych. Następnie natychmiast udał się do banku i, co dość niezwykłe, stworzył kolejną sieć firm-wydmuszek, aby zabezpieczyć pożyczki. Obaj akcjonariusze zgodzili się również na dokonanie różnych transferów aktywów do bilansu banku, aby go podeprzeć, ale zrobili to po absurdalnie zawyżonych wycenach. Kołomojski i Bogolubow najwyraźniej zakładali, iż same dokumenty zadowolą regulatorów, bez weryfikacji rzeczywistej wartości aktywów. To założenie sprawdzało się od lat.
Pod koniec 2016 roku stawało się coraz bardziej oczywiste, iż plan restrukturyzacji jest niewykonalny. Nieustanne unikanie przestrzegania przepisów przez szefów PrivatBanku osiągnęło punkt kulminacyjny. Słowo „nacjonalizacja” unosiło się w chłodnym jesiennym powietrzu Kijowa.
Krótko przed północą w niedzielę 18 grudnia 2016 roku młot ucichł. Gabinet Ministrów Ukrainy opublikował na swojej stronie internetowej oświadczenie, iż Ministerstwo Finansów posiada w tej chwili 100% akcji PrivatBanku. Prywatny odrzutowiec Kołomojskiego obserwowano, jak opuszcza kraj w noc ogłoszenia.

Nawiasem mówiąc, Bogolubow uciekł z Ukrainy dopiero w 2024 roku, posługując się sfałszowanymi dokumentami, aby wsiąść do wagonu klasy ekonomicznej jadącego do Polski.
Nacjonalizacja PrivatBanku zakończyła jeden z najbardziej nikczemnych epizodów oszustwa w postsowieckiej historii Ukrainy. Dokapitalizowanie banku kosztowałoby państwo ukraińskie aż 6% PKB. Niezależny śledczy ustalił, iż w ciągu dekady z banku skradziono co najmniej 5,5 miliarda dolarów.
Nie oznaczało to jednak końca Kołomojskiego ani końca korupcji wśród osób z jego otoczenia. Kołomojski powrócił, by się zemścić. Na jego bilecie powrotnym widniało nazwisko: Władimir Zełenski.
Bądźcie na bieżąco z drugą częścią śledztwa RT w sprawie Kołomojskiego, która szczegółowo opisuje jego powrót na Ukrainę, jego rolę w dojściu do władzy Władimira Zełenskiego do władzy i to, jak korupcja przetrwała samego oligarchę.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/629411-kolomoysky-dealmaker-to-kingmaker/









