
Jeśli ktoś jeszcze wierzył, iż polska polityka to poważna gra idei i programów, ostatni program Kraków-Warszawa wspólna sprawa! skutecznie go z tego wyleczył. Były medialne fochy, partyjne bunty, europejski Trump z odzysku i historie tak absurdalne, iż choćby Monty Python poprosiłby o przerwę.
Kraków–Warszawa, wspólna sprawa! - Witold Bereś i Marcin Celiński
Na pierwszy ogień poszła Telewizja Republika, gdzie doszło do starcia, które na długo zapisze się w annałach telewizyjnych wyjść obrażonych. Piotr Ikonowicz, człowiek ideowo samotny jak wilk na lewicy, został potraktowany jak intruz w świątyni jedynie słusznej narracji. Prowadzący Miłosz Kłeczek udowodnił, iż odporność na cudze zdanie bywa w prawicowych mediach dobrem luksusowym. Efekt? Gość wyszedł, gospodarz się zagotował, a widzowie dostali darmową lekcję pt. „Jak nie prowadzić rozmowy”.
W tle rozgrywa się dramat wewnętrzny Prawa i Sprawiedliwości, czyli serial pod roboczym tytułem „Kto będzie następnym prezesem, skoro prezes jest wieczny”. Mateusz Morawiecki brykający po Podkarpaciu zamiast stawić się na partyjny apel, frakcje mnożące się szybciej niż komitety kolejkowe w PRL - atmosfera buntu narasta.
Nie zabrakło też ambitnych poszukiwań „europejskiego Donalda Trumpa”. Europa, jak się okazuje, Trumpa nie ma, ale intensywnie nad nim pracuje. W polskiej wersji roboczej pojawiają się kandydaci, którym bliżej do tramwaju niż do Trumpa, ale jak wiadomo – w polityce liczy się narracja, nie rozkład jazdy. Karol Nawrocki jawi się tu jako symbol tęsknoty za silnym przywódcą w czasach, gdy jedyne, co silne, to wzajemna niechęć.
Program nie ominął także sfery obyczajowej. Historia z udziałem Marianny Schreiber, jej byłego partnera i nadprogramowych uczestniczek życia intymnego została przytoczona jako dowód, iż polska prawica potrafi sama sobie skutecznie zablokować potencjalne koalicje – i to bez udziału opozycji.
Na chwilę satyra ustąpiła miejsca refleksji. Wspomnienie 13 grudnia, stanu wojennego i „małych zwycięstw” zwykłych ludzi – listonoszy, paczek z Zachodu, gestów solidarności – wybrzmiało jak wyrzut sumienia wobec współczesnej polityki. Bo kiedyś paczka z kakao dawała nadzieję, a dziś wystarczy jeden tweet, by wywołać kryzys.
Całość zamyka gorzka puenta: polska polityka coraz częściej nie potrzebuje wroga zewnętrznego, bo z powodzeniem kompromituje się sama. Satyra ma tu ułatwione zadanie – rzeczywistość pisze lepsze żarty niż autorzy. A widz może tylko zapytać: czy to jeszcze program publicystyczny, czy już kronika upadku powagi?
Patronite.plPublicystyka







