“Teatr Trzaskowskiego” wystawia sztukę o mordowaniu przez Polaków tysięcy muzułmanów

dzienniknarodowy.pl 8 часы назад

Warszawski Teatr Studio, finansowany z budżetu miasta stołecznego Warszawy, wystawił spektakl, który przekracza granice artystycznej prowokacji. „2049: Witaj, Abdo” to sceniczna fikcja, która przedstawia Polaków – a konkretnie Straż Graniczną – jako sprawców masowej eksterminacji uchodźców.

W tej inscenizacji z przyszłości, Polska oskarżana jest o zbrodnie wojenne, a rzekomi sprawcy nie tylko dopuszczają się zabijania tysięcy muzułmanów na Zalewie Wiślanym, ale również zamykają ocalałych w obozie w Stutthofie, miejscu, które do dziś jest symbolem niemieckiego ludobójstwa. Całość powstała za pieniądze publiczne, a instytucja odpowiedzialna za realizację podlega prezydentowi Warszawy – Rafałowi Trzaskowskiemu, który aspiruje do roli głowy państwa.

Spektakl w reżyserii Piotra Pacześniaka opiera się na tekście białoruskiego autora Mikity Iłinczyka i prezentuje dystopijną wizję roku 2049. Na scenie występuje fikcyjny Euro-Islamski Trybunał, który ściga Polaków za wydarzenia z lat 2021–2031. najważniejszy element fabuły stanowi masowe mordowanie migrantów przez Straż Graniczną oraz ich późniejsze uwięzienie i tortury w Stutthofie. Choć autorzy twierdzą, iż to fikcja, nie ma wątpliwości, iż symbole, postacie i realia zostały zaczerpnięte wprost z polskiej rzeczywistości. To nie metafora, to bezpośrednie przypisanie zbrodni konkretnej formacji państwowej i narodowi.

Teatr Studio jest instytucją kultury prowadzoną przez miasto stołeczne Warszawa. Oznacza to, iż spektakl został zrealizowany za środki z budżetu miasta – czyli z pieniędzy podatników. Decyzje o finansowaniu podejmuje stołeczny ratusz, a za politykę kulturalną miasta odpowiada bezpośrednio prezydent Rafał Trzaskowski. To pod jego nadzorem, a szerzej – pod auspicjami Platformy Obywatelskiej, teatr wystawia spektakl, który w oczach wielu Polaków jest jednoznaczną zniewagą. Trzaskowski, który oficjalnie deklaruje ambicje prezydenckie i kreuje się na lidera demokratycznej, europejskiej Polski, musi teraz odpowiedzieć na pytanie: czy w jego wizji kultury mieści się oskarżanie własnego narodu o ludobójstwo?

Obrona, iż to tylko „sztuka” i „przestrzeń wolności” nie wytrzymuje konfrontacji z realiami. To nie jest symboliczna przypowieść. To nie jest ogólnoludzka opowieść o uchodźcach, granicach i odpowiedzialności. To konkretna fabuła, w której nazwane są instytucje, miejsca, narodowości. jeżeli ktoś wystawia sztukę, w której niemiecka policja morduje Żydów w Auschwitz – nikt nie powie, iż to tylko fikcja. jeżeli dziś ktoś wystawia sztukę o tym, iż Polacy mordują tysiące muzułmanów i torturują ich w miejscu historycznego ludobójstwa – to nie jest artystyczny komentarz. To świadoma gra symbolami, które budują jednoznaczny obraz: Polacy jako nowi oprawcy.

Sztuka ma prawo prowokować. Ale pytanie brzmi: czy instytucja finansowana z publicznych pieniędzy może bez konsekwencji realizować przekaz, który obraża własnych obywateli? Czy wolność twórcza oznacza prawo do szkalowania narodu? Czy Trzaskowski jako gospodarz miasta Warszawy i jednocześnie polityk ogólnokrajowy, może pozwalać na to, by z publicznych pieniędzy sponsorować treści, które stawiają Polaków w roli oprawców?

Zwolennicy spektaklu twierdzą, iż to „przestroga”, „dystopia”, „próba rozliczenia nieprzepracowanych problemów współczesności”. Ale trudno nie zauważyć, iż tego rodzaju narracje pojawiają się zawsze w określonym klimacie politycznym. W Polsce – kraju, który od lat walczy z kryzysem migracyjnym, próbując jednocześnie chronić swoje granice i zachować bezpieczeństwo – teatr publiczny wybiera najostrzejszą możliwą interpretację. Nie pokazuje dramatu jednostek. Nie mówi o złożoności decyzji moralnych. Oskarża. Generalizuje. Uderza w całe społeczeństwo.

W tej sytuacji nie da się nie postawić pytania o polityczną odpowiedzialność. Teatr, który realizuje taką wizję, nie robi tego w próżni. Ktoś podpisuje umowę. Ktoś przekazuje środki. Ktoś zatwierdza repertuar. Owszem, dyrekcja teatru ma autonomię. Ale autonomia nie oznacza braku odpowiedzialności. Kiedy finansujemy instytucję kultury z budżetu miasta, a ta instytucja wystawia kontrowersyjną, potencjalnie oszczerczą sztukę – odpowiedzialność ponosi także organ finansujący.

Rafał Trzaskowski nie może zasłaniać się „wolnością kultury”, gdy chodzi o oskarżanie Polaków o masowe zbrodnie. To nie jest już dyskusja artystyczna. To debata o granicach odpowiedzialności publicznej. jeżeli ktoś aspiruje do najwyższego urzędu w państwie, nie może milczeć, gdy z miejskich pieniędzy sponsoruje się sztuki, które wpisują się w antypolską narrację.

I tu pojawia się najważniejsze pytanie: czy polityk, który nie reaguje na szkalowanie własnego narodu, ma moralne prawo ubiegać się o prezydenturę?

Prezydent Rzeczypospolitej musi być gwarantem jedności narodowej, strażnikiem Konstytucji i reprezentantem wszystkich obywateli – niezależnie od ich poglądów, pochodzenia i przekonań. jeżeli Rafał Trzaskowski nie widzi problemu w tym, iż pod jego nadzorem funkcjonuje teatr, który wystawia sztuki przedstawiające Polaków jako morderców, to znaczy, iż nie rozumie ciężaru symboli, którymi posługuje się państwo.

Prezydent nie musi cenzurować sztuki – ale nie może być obojętny wobec ataku na godność obywateli. jeżeli milczy, to znaczy, iż się zgadza. jeżeli się zgadza, to znaczy, iż nie reprezentuje narodu, tylko określoną ideologię. A państwo nie jest polem eksperymentów artystycznych. Państwo to wspólnota, której symbole, historia i tożsamość nie mogą być wystawiane na publiczną kpinę za pieniądze podatników.

W przyszłych wyborach prezydenckich Polacy będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcą prezydenta, który nie widzi nic zdrożnego w finansowaniu sztuk, w których Polska to kraj tortur, a Polacy to oprawcy? Czy chcą prezydenta, który nie staje w obronie własnego narodu, gdy ten jest oczerniany na scenie publicznej?

Publiczne pieniądze wymagają publicznej odpowiedzialności. jeżeli teatr miejski idzie tak daleko w swoich inscenizacjach, sponsor musi być gotowy wytłumaczyć się przed opinią publiczną. Można się spierać o granice sztuki, ale nie można udawać, iż nic się nie stało. Mówimy tu o oskarżeniu narodu – nie w prywatnym przedstawieniu, ale na deskach teatru, który działa za pieniądze polskich obywateli.

To nie jest już debata o kulturze. To pytanie o to, jaką Polskę chcą budować jej liderzy – i czy rzeczywiście chcą jej bronić.

Читать всю статью