W telewizji wspominają zmarłego w 2014 roku działacza związkowego Kazimierza Świtonia. Gdyby żył właśnie skończyłby 94 lata. Przeczytałem w kilku tekstach, iż był on narodowcem, zaś Wolne Związki Zawodowe Górnego Śląska miały charakter narodowo-katolicki. To zupełne przekłamanie.
Poznałem go w połowie lat 90-tych. Był to czas, gdy Kazimierz Świtoń mimo dojrzałego wieku dopiero poznawał podstawy ideologii narodowej. Stało się tak za sprawą młodych narodowców, którzy korzystali z jego biura przy ulicy Młyńskiej w Katowicach. Szefem Stronnictwa Narodowego „Szczerbiec”, w którym działali młodzi narodowcy był dawny działacz nielegalnej Ligi Narodowo-Demokratycznej mec. Marian Barański. Znali się z Kazimierzem Świtoniem z spotkań w ruchach katolickich i antyaborcyjnych. Barański wciągał Świtonia do ruchu narodowego dzięki najłatwiejszych haseł i skojarzeń. Z samym Kazimierzem Świtoniem przegadałem długie godziny. Byłem koordynatorem Stowarzyszenia Nie dla Unii Europejskiej, w którym Kazimierz Świtoń aktywnie i ofiarnie działał. Były dni, iż spędzaliśmy po kilka godzin rozdając materiały antyunijne. Kazimierz Świtoń chciał działać, a nie analizować. Moim zdaniem nigdy nie przeczytał „Myśli nowoczesnego Polaka”, które mu podarowałem.
W współczesnej Polsce próbuje się tworzyć legendę Wolnych Związków Zawodowych – zarówno tych Wybrzeża jak i Śląska – jako formacji wyklętych, niezależnych i czystych ideowo jak łza. Nie jest to prawda. Wolne Związki Zawodowe nie były organizacjami narodowo-patriotyczno-niepodległościowymi jak się je dzisiaj maluje. W pierwszym etapie próbowano z założonych na Wybrzeżu Wolnych Związków Zawodowych tworzyć mit struktury niepodległościowo-narodowej. Było to trudne, bo funkcjonował tam Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz czy Bogdan Lis. WZZ Wybrzeża miały być kamieniem węgielnym tej „prawdziwej Solidarności”. Wymyślono więc, iż był tam narodowy rdzeń oparty o Annę Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdę. Wielu w to uwierzyło, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość dzięki Instytutowi Pamięci Narodowej, a zwłaszcza Sławomirowi Cenckiewiczowi, jako „matkę Solidarności” wykreowało Annę Walentynowicz.
Jej bezrozumna zajadłość wobec Lecha Wałęsy i tragiczna śmierć w katastrofie lotniczej w Smoleńsku ułatwiły to zadanie. Jednak po pewnym czasie mit „narodowo-katolickiej i niezłomnej działaczki antykomunistycznej” nie wytrzymał konfrontacji z rzeczywistością. Kolejne publikacje prasowe obnażały prawdę. Walentynowicz całe swoje życie ukrywała swoje ukraińskie pochodzenie. W jednym z ostatnich wywiadów opowiada Cezaremu Gmyzowi wymyśloną historię o śmierci ojca – wielkiego patrioty, który zginął w czasie kampanii wrześniowej. W rzeczywistości zaś jej ojciec walczył w szeregach Armii Czerwonej. Zmarł dopiero w 1995 roku. Jej brat był za to w UPA, i został za to zesłany w głąb Związku Radzieckiego. Ona miała w Siennem na Ukrainie pięcioro rodzeństwa. W czasie wojny, gdy była dzieckiem, przygarnęła ją polska rodzina Teleśnickich. Oni wywieźli ją z Wołynia. Ukrainka, córka żołnierza Armii Czerwonej i siostra członka UPA średnio się nadawała na patronkę obozu patriotyczno-niepodległościowego. W późniejszym okresie wypłynęła sprawa przynależności do Związku Młodzieży Polskiej i Ligi Kobiet. Najtwardsi „dobrozmianowcy” dalej wierzą w niezłomną „Annę Solidarność” odrzucając wszystkie fakty.
Druga legenda WZZ Wybrzeża, czyli wywodzący się jeszcze z trockistowskiego Komitetu Obrony Robotników Andrzej Gwiazda dzisiaj kojarzy się z walką w sądach o kolejne odszkodowania za „niezłomną działalność przeciwko Polsce Ludowej”. Nie jest to nic nadzwyczajnego – poszedł drogą wytoczoną przez Zbigniewa Romaszewskiego i wielu innych. W 2021 roku w postępowaniu sądowym prawomocnie zasądzono Andrzejowi Gwieździe 400 tysięcy złotych tytułem zadośćuczynienia i odszkodowania za internowanie w stanie wojennym. W 2023 roku Sąd Najwyższy zaś uznał, iż należy mu się aż 1,3 miliona złotych, w ramach odszkodowania i zadośćuczynienia za aresztowanie w latach 1982-1984. Dalszych jego losów nie śledziłem. Wiem, iż jest bezkrytycznym stronnikiem Prawa i Sprawiedliwości.
PiS-owskie media musiały znaleźć nowy mit. I dzisiaj próbują zbudować go na Wolnych Związkach Zawodowych Górnego Śląska. Wydaje im się, iż do jego tworzenia górnośląskie Wolne Związki Zawodowe, które powstały jeszcze przed tymi na Wybrzeżu pasują idealnie. Niewielu jednak pamięta, iż środowiska związane z Porozumieniem Centrum zwalczały ich twórcę Kazimierza Świtonia. Ten nie pozostawał im dłużny umieszczając braci Kaczyńskich na swojej liście Żydów. Dzisiaj jednak Kazimierz Świtoń kojarzy się głównie z obroną Krzyża Papieskiego na oświęcimskim Żwirowisku i uczestnictwie w sekciarskich cyrkach na Krakowskim Przedmieściu. Dla ludzi znających życiorysy działaczy tej formacji wydaje się to więcej, niż karkołomne.
Kazimierz Świtoń w PRL-u był działaczem Stronnictwa Demokratycznego. Brał udział w akcji głodowej KOR-u w kościele Św. Marcina. Miał bardzo różne i krańców odmienne poglądy w kolejnych etapach życia. W 1990 roku został przewodniczącym lokalnej partyjki – Górnośląskiej Chrześcijańskiej Demokracji. W wyborach w 1991 roku jako jej kandydat uzyskał mandat posła na Sejm I kadencji z ramienia zupełnie niekojarzącego się z polskim patriotyzmem Ruchu Autonomii Śląska. Bez wątpienia Kazimierz Świtoń był katolikiem i uważał, iż w działaniach politycznych należy się kierować naukami Kościoła katolickiego i swoiście pojętą „opatrznością”. W historii parlamentaryzmu zapisał się tym, iż publicznie z mównicy sejmowej oskarżał prezydenta Lecha Wałęsę o współpracę z Służbą Bezpieczeństwa. Później był bardziej znany z tego, iż kolportował kompromitującą „listę Żydów”, na której znaleźli się między innymi prof. Wiesław Chrzanowski, Andrzej Zoll czy Mieczysław Rakowski.
Oprócz Kazimierza Świtonia znaczącymi działaczami górnośląskich Wolnych Związków Zawodowych był: milicjant Władysław Sulecki (1931-2004), wywodzący się z ruchu komunistycznego polski Żyd Ignacy Pines (1902-1986) i żołnierz Wehrmachtu, a potem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie Roman Kściuczek (1925-1994). Przypomnę krótko ich życiorysy.
Władysław Sulecki – w czasie wojny podobno był w Szarych Szeregach. Nie znalazłem nigdy na to żadnych dowodów. W końcu 1945 roku rodzina przeprowadziła się na Ziemie Odzyskane. W 1948 roku zapisał się do Związku Młodzieży Polskiej. W 1950 wszedł w szeregi Powszechnej Organizacji „Służba Polsce”. W 1952 roku wstąpił do ORMO. W grudniu 1956 roku przyjęto go do PZPR. W latach 1955-1956 był funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej. Po 1956 roku rozeszły się jego drogi z partią. Stał się bardzo religijny i z tych pozycji atakował PRL. Współpracował jednak z trockistowskim Komitetem Obrony Robotników. W 1979 roku opuścił Polskę i zamieszkał w Hagen (RFN). Występował na antenie Radia Wolna Europa. W maju 1979 roku stanął na czele Komitetu Solidarności z Wolnymi Związkami Zawodowymi w Polsce, który powołano w Augsburgu. 26 września 1979 brał udział w trzeciej sesji przesłuchań Komitetu im. Sacharowa w Waszyngtonie. Współpracował z Komitetem Koordynacyjnym NSZZ Solidarność w Paryżu. Zmarł w Niemczech w 2004 roku.
Ignacy Pines to w rzeczywistości Izaak Pines. W czasie studiów związał się z ruchem komunistycznym, był członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Po powrocie w 1930 roku do Polski wstąpił do Komunistycznej Partii Polski (KPP). W 1943 roku znalazł się w Związku Patriotów Polskich (ZPP), następnie do PPR i PZPR. Wykluczono go z Partii w 1956 roku. Od grudnia 1950 roku do listopada 1952 roku był pracownikiem politycznym KW PZPR w Katowicach. Zafascynowany trockizmem. Od 1968 roku stał się radykalnie antykomunistyczny. Był pomysłodawcą utworzenia obok Komitetu Obrony Robotników nowej formacji pod nazwą Komitetu Obrony Emerytów. Mocno wspomagał pieniędzmi działalność opozycyjną, pomagał rodzinom internowanych. Pines z działalności wycofał się na początku 1980 roku. Podobno pod pseudonimem w jakiś ulotkach atakował doc. Józefa Kosseckiego, o czym mi mówił sam Kazimierz Świtoń. Zmarł w 1986 roku.
Roman Kściuczek w czasie II wojny światowej przymusowo został wcielony do Wehrmachtu. W latach 1944-1946 był żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Powrócił na Śląsk i zamieszkał w Mysłowicach. W 1968 roku z niezrozumiałych dla mnie powodów został zwolniony z pracy. Utrzymywał się m.in. z hodowli drobiu w przydomowych pomieszczeniach gospodarczych oraz z wynajmu mieszkań w posiadanym budynku. Od 1978 roku uczestnik ROPCiO, potem KPN-u. Jesienią 1980 roku współtworzył Niezależne Samorządne Związki Zawodowe Regionu Południowego Polski „Piast”, które nie odegrały jednak poważnej roli. Po 1981 roku nie angażował się w działalność opozycyjną. Zmarł w 1994 roku.
Żaden z wspomnianych działaczy będących w opozycji do ustroju Polski Ludowej nie nadaje się na ikonę prawicy antykomunistycznej. Ale to nie przeszkadza tym tworzycielom mitów. Przecież życiorysy Jana Olszewskiego, Antoniego Macierewicza czy Wojciecha Ziębińskiego też słabo pasowały do mitu formacji konserwatywnej czy narodowej. Kazimierz Świtoń oczywiście był polskim patriotą. Człowiekiem gorącego serca, przeciwnikiem Unii Europejskiej i NATO. Ale to nie oznacza, iż był endekiem. Nazywanie go „wiernym uczniem Dmowskiego” jest kompletnym kłamstwem.
Opozycja demokratyczna w Polsce Ludowej miała przede wszystkim oblicze insurekcyjne, niepodległościowo-socjalne, bezkrytycznie prozachodnie i skrajnie rusofobiczne. Nurt neoendecki czy chadecki nie miał większego znaczenia na w formułowaniu ideowego oblicza Solidarności. Ludzie o poglądach narodowych byli tam w mniejszości i zwykle byli zwalczani. Myślę, iż więcej ludzi rozumiejących idee Romana Dmowskiego w tamtym okresie było w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a już na pewno w Stow. PAX czy Polskim Związku Katolicko-Społecznym. Tym samym tradycja KOR-u, WZZ-tów, KPN, PPN i „Solidarności” praktycznie w całości jest obca Obozowi Narodowemu. Głównymi kreatorami oblicza NSZZ „Solidarność” byli działacze KOR-u. Sceną polityczną III RP przez ponad 30 lat rządzili ludzie szeroko pojętej „Solidarności”, lub ich wychowankowie.
Ze względu na czas ten układ przemija. Scena polityczna zaczyna się na nowo meblować. Macherzy od polityki wiedzą jednak, iż rozumiana w płytki sposób idea narodowa może być dobrym wabikiem na mniej ukształtowanych wyborców. Ludzi, którzy emocjonalnie utożsamiają się z polskim nacjonalizmem. Łatwo tych nieuformowanych ludzi politycznie złowić. Idea narodowa poprzez karykaturalne zradykalizowanie może zostać wykorzystana do działań skierowanych przeciwko naszemu narodowi. Dlatego tak ważne jest dla środowisk autentycznie endeckich, by stawiać przede wszystkim na edukacje i wychowanie. Stawiać jako wzory narodowe tych ludzi, którzy wywodzą się z autentycznego Obozu Narodowego. Ze względu na wagę tematu musimy stanowczo odrzucać wszelkie podstawiane nam erzace. Wybierając taką drogę możemy być pewni, iż wypełniamy testament ideowy naszych wielkich poprzedników.
Łukasz Jastrzębski
Myśl Polska, nr 33-34 (17-24.08.2025)