To zdanie, niczym pokoleniowy most, łączy niemal każdą rodzinną rozmowę o przeszłości i teraźniejszości. „Za moich czasów…” – zaczynają nasi rodzice i dziadkowie, otwierając opowieść o świecie, który z naszej perspektywy wydaje się prostszy, bardziej przewidywalny i, co najważniejsze, łatwiejszy. W ich narracji praca była pewna, mieszkanie niemal gwarantowane przez państwo, a relacje międzyludzkie bliższe i autentyczniejsze. Ale czy ten obraz, przefiltrowany przez nostalgię, jest w pełni prawdziwy? Czy pokolenia naszych rodziców i dziadków, dorastające i żyjące w czasach PRL, naprawdę miały łatwiejszą drogę przez życie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy porzucić emocje i sentymenty, a zamiast tego obiektywnie porównać najważniejsze aspekty życia – wczoraj i dziś.
Mieszkanie – marzenie o własnym „M” kiedyś i dziś
Jednym z najczęściej przywoływanych argumentów jest kwestia mieszkalnictwa. Dzisiaj posiadanie własnego mieszkania to synonim ogromnego, 30-letniego kredytu hipotecznego, żmudnego budowania zdolności kredytowej i życia w ciągłej niepewności związanej ze stopami procentowymi. Z tej perspektywy opowieści o mieszkaniach z wielkiej płyty, przyznawanych przez zakłady pracy lub spółdzielnie, brzmią jak bajka.
- Rzeczywistość PRL: Prawdą jest, iż państwo w dużej mierze przejęło na siebie ciężar zapewnienia obywatelom dachu nad głową. Istniały książeczki mieszkaniowe, a wizja otrzymania kluczy do własnego „M” była realna. Tę realność trzeba jednak zderzyć z faktami. Na przydział mieszkania czekało się kilkanaście, a choćby dwadzieścia lat. Jakość budownictwa była niska, a metraż ograniczony do minimum. Był to system, który oferował pewną przewidywalność i bezpieczeństwo, ale ceną była całkowita utrata wolności wyboru, dekady oczekiwania i akceptacja narzuconego standardu.
- Rzeczywistość dziś: Współczesne pokolenie mierzy się z gigantyczną presją finansową. Ceny nieruchomości w relacji do zarobków są astronomiczne, a uzyskanie kredytu to skomplikowany proces. Jednak w zamian otrzymujemy coś, co było nieosiągalne dla naszych rodziców: wolność wyboru. Możemy decydować o lokalizacji, metrażu, standardzie wykończenia i, co najważniejsze, mamy dostęp do rynku natychmiast. Problemem nie jest dostępność mieszkań, ale dostępność finansowania. To fundamentalna zmiana, która sprawia, iż porównanie jest niezwykle trudne.
Praca i stabilność zawodowa – pewność zatrudnienia kontra elastyczność
„Kiedyś to się pracowało w jednej firmie przez całe życie” – to kolejny koronny argument. W czasach PRL istniała gwarancja zatrudnienia. Bezrobocie jako zjawisko oficjalnie nie istniało. Każdy miał pracę, co dawało fundamentalne poczucie stabilności.
- Rzeczywistość PRL: Ta stabilność miała jednak swoją cenę. Była to stabilność przymusowa. Rynek pracy był centralnie planowany, co oznaczało brak możliwości swobodnego wyboru ścieżki kariery. Często pracowało się w zawodzie i miejscu, które zostały narzucone, bez realnych szans na rozwój czy zmianę. Słynne powiedzenie „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy” idealnie oddaje zarówno pewność, jak i marazm tamtego systemu.
- Rzeczywistość dziś: Dzisiejszy rynek pracy to zupełnie inny świat. Z jednej strony mamy do czynienia ze zjawiskiem „umów śmieciowych”, brakiem bezpieczeństwa socjalnego dla wielu grup i ogromną presją na ciągłe podnoszenie kwalifikacji. Z drugiej strony, obecne pokolenia dysponują nieporównywalnie większą wolnością i elastycznością. Możliwość zmiany pracy, przebranżowienia się, założenia własnej działalności gospodarczej czy pracy zdalnej dla firmy z drugiego końca świata to przywileje, o których nasi rodzice nie mogli choćby marzyć. Dziś wyzwaniem nie jest znalezienie jakiejkolwiek pracy, ale znalezienie pracy stabilnej, dobrze płatnej i satysfakcjonującej.
Dostęp do dóbr i technologii – puste półki kontra świat na wyciągnięcie ręki
To aspekt, w którym kontrast jest najbardziej uderzający i który najczęściej umyka w nostalgicznych wspomnieniach. Życie w PRL było naznaczone permanentnym niedoborem i walką o podstawowe produkty.
- Rzeczywistość PRL: Puste półki w sklepach, kartki na mięso i cukier, wielogodzinne kolejki po papier toaletowy, pomarańcze dostępne tylko od święta, jeden model Fiata, na który czekało się latami. To nie anegdoty, ale codzienna rzeczywistość. Brak dostępu do informacji (poza propagandą państwową), ograniczona możliwość podróżowania i niemal całkowity brak kontaktu ze światem zachodnim tworzyły rzeczywistość szarą i pełną ograniczeń.
- Rzeczywistość dziś: Żyjemy w erze kultury natychmiastowej gratyfikacji. Każdy produkt, z każdego zakątka świata, jest dostępny na jedno kliknięcie. Internet daje nam nieograniczony dostęp do wiedzy, kultury i rozrywki. Tanie linie lotnicze otworzyły świat. telefon w kieszeni daje nam możliwości, które dla pokolenia naszych rodziców były domeną filmów science fiction. Pod tym względem dzisiejsze pokolenie ma nieporównywalnie łatwiej, ciekawiej i wygodniej.
Komentarz eksperta: Nostalgia to filtr, który upiększa przeszłość
Fenomen „za moich czasów było lepiej” jest doskonale zbadany przez psychologów. Nostalgia działa jak selektywny filtr, który sprawia, iż z biegiem lat znacznie lepiej pamiętamy pozytywne emocje i wydarzenia (pierwszą miłość, spotkania z przyjaciółmi, poczucie wspólnoty), a wypieramy te negatywne (strach, frustrację związaną z niedoborami, poczucie beznadziei). Pamiętamy smak oranżady, a zapominamy o godzinie stania po nią w kolejce.
Kluczowe w porównaniu pokoleń jest zrozumienie fundamentalnej wymiany, jaka zaszła po 1989 roku. Pokolenie naszych rodziców żyło w systemie, który w zamian za odebranie wolności i możliwości wyboru oferował pewien rodzaj zgrzebnej, ale przewidywalnej stabilności. Dzisiejsze pokolenia funkcjonują w systemie, który oferuje niemal nieograniczoną wolność i morze możliwości, ale ceną za to jest brak poczucia bezpieczeństwa, ogromna presja i konieczność indywidualnego radzenia sobie z ryzykiem (zawodowym, finansowym, psychicznym).
Dlatego odpowiedź na pytanie, czy kiedyś było łatwiej, brzmi: nie, było po prostu inaczej. Wyzwania były inne. Umiejętności potrzebne do przetrwania i osiągnięcia satysfakcji z życia były zupełnie inne. Nasi rodzice musieli być mistrzami w „załatwianiu” i „kombinowaniu”, by zdobyć podstawowe dobra. My musimy być mistrzami w zarządzaniu informacją, budowaniu marki osobistej i nawigowaniu po niestabilnym rynku. Zamiast licytować się na to, kto miał gorzej, warto docenić, iż każda generacja toczy swoją własną, niepowtarzalną walkę o dobre życie.
Read more:
„Za moich czasów było lepiej”. Sprawdzamy, czy nasi rodzice i dziadkowie naprawdę mieli łatwiej