Od mitu do rozumu
Do czasu narodzin filozofii w starożytnej Grecji ludzie żyli w społecznościach rządzonych przez mity i wierzenia religijne. Siłom natury przypisywali boskie moce, niektóre personifikowali w postaci różnych bóstw posiadających swoje imiona i życiorysy. Najważniejszą władzę w tych społecznościach sprawowali kapłani, szamani itp., którzy stali na straży mitów i wierzeń religijnych. Człowiek był zabobonny, odprawiał czary i różne rytuały, dzięki których miał zjednać sobie przychylność bogów czy też sił natury. Strukturę tych wierzeń odkrył i opisał choćby Mircea Eliade w swoich licznych pracach, wskazując na obecność w nich określonych stałych archetypów, motywów, rytuałów.
W VI wieku p.n.e. w starożytnej Grecji powstało zupełnie nowe podejście do rzeczywistości, czyli filozofia. Zaczęto zadawać sobie pytania o możliwość rozumowego wytłumaczenia różnych zjawisk zachodzących w świecie, bez odwoływania się do tajemnych mocy i postaci. Powstały pierwsze teorie prenaukowe, które teraz mogą nas śmieszyć, ale które w swojej epoce były rewolucyjne. I tak Tales z Miletu twierdził, iż podstawowym budulcem i praprzyczyną świata jest woda, Heraklit uważał, iż jest to ogień, Pitagoras – liczba, a Demokryt stworzył koncepcję atomów. Rewolucyjność tych idei polegała na szukaniu takiego wytłumaczenia procesów zachodzących w rzeczywistości, które byłoby wewnętrznie logiczne, spójne i zupełne, czyli tłumaczyłoby wszystko. Jednocześnie towarzyszyło temu powstanie dysputy filozoficznej, czyli szukania wyjaśnienia świata poprzez rozmowę, formułowanie sądów, wymianę argumentów. I to chyba było najbardziej przełomowe i obfite w skutki, jeżeli chodzi o rozwój intelektualny świata. Dyskusja filozoficzna zakłada bowiem równość rozmawiających, w tym znaczeniu, iż osoba dopuszczona do dyskusji ma prawo formułować własny argument, którego wartość oceniania jest tylko i wyłącznie z punktu widzenia rozwiązania dyskutowanego problemu. Tutaj nie ma stosunku typowego dla kapłanów i ludu – podporządkowania i ślepego posłuszeństwa. To właśnie w starożytnej Grecji narodziła się kultura dialogiczna – dialogu, rozmowy, wymiany, równości. Niestety, wszystkie te pojęcia w ostatnich dekadach nabrały nowego znaczenia i większości Czytelników „Nowoczesnej Myśli Narodowej” pewnie nie będą się zbyt dobrze kojarzyły. I to jest problem, ponieważ to one rzeczywiście legły u podstaw rozwoju Europy przez ostatnie 2500 lat. Tym, co odróżnia to pierwotne podejście do idei dialogu od tego współczesnego, jest stosunek do prawdy: rozmowa miała służyć temu, by wspólnie docierać do prawdy. Obecnie, w świecie mody na „postprawdę”, może co najwyżej służyć wymianie mniemań i wrażeń, czy też najczęściej informacji o własnych odczuciach. Bo już choćby rzetelna weryfikacja faktów staje się coraz większą rzadkością.
Szczytowym osiągnięciem greckiej filozofii były dzieła Platona i Arystotelesa, które stworzyły cały kanon intelektualny, po którym cywilizowany świat poruszał się przez ostatnie 2500 lat. Był to chociażby podział na problemy teoretyczne, praktyczne i techniczne, przy czym te praktyczne dzieliły się na polityczne, ekonomiczne i etyczne. Sama konceptualizacja rozróżnienia na poznawanie i działanie jest dziełem greckiej filozofii, w tym przede wszystkim właśnie Platona i Arystotelesa. To tam pojawiła się całościowa koncepcja tego, kim jest człowiek i czym różni się od zwierząt – za podstawową cechę dystynktywną wskazywano właśnie rozum, który manifestuje się zdolnością do tworzenia pojęć i formułowania sądów. Dostrzeżono, iż byty występujące w przyrodzie mają pewną stałą formę, czyli swoją naturę, którą ludzki rozum jest w stanie wydestylować ze świata wrażeń zmysłowych. Co więcej, dostrzeżono, iż byty te pozostają ze sobą w pewnych stałych relacjach, które człowiek także może zaobserwować, zanalizować, ponazywać i opisać. I nie tylko to – na podstawie wiedzy o tych relacjach może przewidywać i planować rozwój pewnych procesów w przyszłości.
W starożytnej Grecji narodził się człowiek racjonalny, czyli taki, który dzięki swojego rozumu docieka prawdziwych przyczyn leżących u podłoża świata i procesów w nim zachodzących, rozmawia o nich, buduje koncepcje wyjaśniające świat. Taki człowiek buduje swoją własną wewnętrzną strukturę rozumienia, która sprawia, iż w coraz większym stopniu dystansuje się od bezpośrednich doznań zmysłowych. Wie, iż zmysły dostarczają tylko pewnego materiału, który musi zostać odpowiednio „obrobiony” przez rozum.
W Grecji narodziła się także określona koncepcja wychowawcza, słynna paideia. Jej celem było ukształtowanie człowieka szlachetnego, mądrego i dobrego w oparciu o najwyższe ideały i najdoskonalsze wzorce. Kładła ona duży nacisk na kształcenie w zakresie retoryki, gdyż to właśnie poprzez mowę człowiek odróżnia się od zwierząt. Sprawność posługiwania się mową, językiem, zasób słownictwa, pojęć, to wszystko wpływa na to, na ile możemy rozumnie sterować sobą i swoim otoczeniem. W zakresie etyki społecznej Grecja stworzyła ideę cnoty sprawiedliwości jako podstawy wszystkich innych cnót dotyczących traktowania innych ludzi: oddać każdemu to, co mu się należy.
Greckie ideały zostały szeroko recypowane w starożytnym Rzymie. W przeciwieństwie do Greków, którzy lubowali się w rozwiazywaniu kwestii teoretycznych, Rzymianie realizowali się poprzez działalność praktyczną – budowanie swojego państwa, rozwijanie prawa, szerzenie własnych wzorców cywilizacyjnych na wszystkie strony świata. To Rzymianie stworzyli podwaliny prawa międzynarodowego, które nadaje pewne prawa także obcym, których jeszcze Grecy traktowali jako barbarzyńców, a którzy w przypadku przegranej wojny mogli mieć tylko i wyłącznie status niewolników.
Do tego kanonu dołączył następnie światopogląd chrześcijański, zakładający istnienie jednego Boga-Stwórcy, który w równy sposób traktuje wszystkich ludzi. Pojawiła się idea indywidualnego zbawienia i indywidualnej relacji z Bogiem, całkowicie obca światu antycznemu. Św. Augustyn dodał do tego koncepcję czasu liniowego, zgodnie z którą świat ma swój początek i koniec, a wszystko, co się dzieje, zmierza do określonego celu leżącego w przyszłości. Znaczenie określonych wydarzeń dziejowych zaczęto mierzyć z punktu widzenia celu, do którego zmierza ludzkość, czyli zbawienia. To wszystko, dzięki czemu ludzkość przybliża się do Boga, było uznane za dobro, a to wszystko, co ludzkość od tego celu oddala – zło. W ten sposób w dzieje został wpisany ideał doskonalenia się całej ludzkości i realizowania swojego wspólnego przeznaczenia. Doskonalenie to miało obejmować zarówno sferę moralną jak i poznawczą. Rozumowe poznawanie świata było ściśle związane z wiarą w Boga, gdyż chrześcijanin chciał po prostu rozumieć, jak działa jego Stwórca. Stąd też wzięła się intensywność debat toczonych przez chrześcijańskich teologów i filozofów w średniowieczu, którzy mieli olbrzymią wolę poznania tego, jak Bóg stworzył świat, jaki jest sam Bóg i na czym polega zbliżanie się do niego. To właśnie z tego intelektualnego zacięcia zrodziły się średniowieczne uniwersytety, na których wykładano obok teologii i filozofii, także prawo rzymskie.
W ten sposób powstała cywilizacja łacińska, oparta na przekonaniu, iż Bóg stworzył świat według pewnych reguł, które tworzą ład, który człowiek może swoim rozumem odkryć, i naśladować, tworząc swoją własną kulturę, opartą na prawie zapisanym w naturze rzeczy. Cywilizację łacińską charakteryzował daleko posunięty optymizm poznawczy, przy czym zdawano sobie sprawę z tego, iż pewne prawdy, przede wszystkim te dotyczące samego Boga, dostępne są w większości tylko na drodze Objawienia i Łaski. Ten optymizm poznawczy brał się z przekonania, iż skoro świat jest rozumny – bo stworzony przez Boski Rozum, Odwieczny Logos – a człowiek został wyposażony w rozum, to jest w stanie tenże porządek zapisany w bytach odczytać.
Cywilizacja łacińska kładła także olbrzymi nacisk na etykę. Rozumiano bowiem, iż prawa zapisane w strukturze świata dotyczą także tego, jak powinniśmy traktować samych siebie i innych ludzi. Że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, a to ma określone skutki. Że przychodzi na świat z pewnym, z góry mu danym, potencjałem, który może w pełni rozwinąć, a może też go zmarnować, czy też ze względu na środowisko nie będzie mu dane w pełni żyć w zgodzie ze swoją naturą. Stworzono więc też koncepcję władzy tyranicznej, która polega na tym, iż nie pozwala ludziom żyć zgodnie z ich naturą. Nie chodzi tutaj o formę władzy i ustrój państwa – monarchię, arystokrację czy demokrację – ale o stosunek władzy do prawa naturalnego. Władza, która realizuje dobro wspólne, szanuje prawo naturalne. Trudno to sobie wyobrazić współczesnemu człowiekowi, ale to tylko źle świadczy o współczesnym świecie…
Cywilizacja łacińska zawdzięcza swoją nazwę właśnie łacinie, którą posługiwało się średniowiecze. Z perspektywy ostatnich kilkuset lat lepiej już rozumiemy ścisły związek między kształtem tej cywilizacji a właśnie językiem łacińskim, choć ciągle za mało o tej kwestii się mówi. Łacina to precyzja pojęć i sądów, zwięzła forma wyrażająca bogatą treść, to język ładu, rozumu. Wartość tej kwestii możemy zrozumieć dzięki najbardziej zagorzałym wrogom łaciny, czyli niemieckim filozofom protestancko-nacjonalistycznym czy też ich spadkobiercom, do których należy choćby taki Martin Heidegger. Przykładowo, Johann Gottlieb Fichte w swoim znanym dziele Mowy do narodu niemieckiego (1808) przypuścił bezpardonowy atak na łacinę jako język martwy, który ze względu na swoją „martwotę” nie posiada rzekomo głębszego dostępu do „żywej rzeczywistości”. Łacinie przeciwstawił język niemiecki jako „prajęzyk” (Ursprache), który nie został „splamiony” wpływami języka Cycerona i przez to zachował swoją rzekomą jedność z „prażyciem” plemion germańskich. Esencją niemieckości miało być całe dziedzictwo germańskie z czasów, kiedy plemiona te nie zostały jeszcze splamione wpływami jakichkolwiek obcych cywilizacji, w tym przede wszystkim rzymskiej, a następnie chrześcijaństwa, a dokładnie katolicyzmu rzymskiego. Język to narzędzie wyrażania wyobraźni narodowej, przeczuć, pamięci symbolicznej, a najwyższym szczytem takiej autoekspresji jest poezja i poematy narodowe. Analizując tę koncepcję języka współczesnymi narzędziami trudno nie dostrzec, iż Fichtemu chodziło o to wszystko, co współczesna psychologia wiąże z podświadomością (nieświadomością), archetypami czy wręcz psychiką pierwotną. Czyli wszystkim tym, co w starożytnej Grecji zostało przekroczone, dzięki czemu ludzkość została wprowadzona na wyższy, bo świadomy i racjonalny poziom rozwoju. Wszystko to zostało potępione przez całą plejadę niemieckich myślicieli – od Johanna Hamanna, przez Johanna Herdera, wspomnianego Johanna Fichtego, a następnie Friedricha Nietzschego do Martina Heideggera. Dla wszystkich tych myślicieli pojawienie się rozumu tworzącego abstrakcyjne pojęcia to największa katastrofa w historii ludzkości!
A jaki ma to związek z łaciną? Właśnie taki, iż język łaciński okazał się najbardziej doskonałym narzędziem formułowania abstrakcyjnych pojęć, precyzyjnego nazywania rzeczy po imieniu, formułowania logicznych sądów i rozwijania ludzkiego rozumu. Z prawdziwie nienawistną furią wszyscy ci myśliciele potępili właśnie ten aspekt ludzkiego rozwoju jako rzekomo „alienację” od „prawdziwego życia”. Bo człowiek miał się wyrażać poprzez to, co uczuciowe, popędowe, irracjonalne, podświadome, pierwotne. Łacina się do tego nie nadawała, a wręcz przeciwnie – człowiek ucywilizowany według wzorców cywilizacji łacińskiej wykracza poza swoją podświadomość, uczucia, popędy czy psychikę pierwotną i szuka zrozumienia otaczającej go rzeczywistości.
Magdalena Ziętek-Wielomska