Анна Разный: Выборы – и что дальше...

myslpolska.info 4 часы назад

Kampania prezydencka zakończona. Karol Nawrocki – prezydent elekt – kompletuje swój gabinet i przygotowuje się do zaprzysiężenia, a jego przeciwnicy z rządzącej koalicji przez cały czas marzą o zakwestionowaniu wyników jego wyboru i rozdmuchują do rozmiaru „sfałszowania” występujące niemal zawsze przypadki nieprawidłowej pracy komisji wyborczych.

Niezależnie jednak od tych wektorów obecnego napięcia politycznego w Polsce trwa nowa walka o władzę. Z jednej strony o jej przejęcie przez opozycję – jeżeli nie w ramach głosowań nad wotum zaufania/nieufności dla rządu Donalda Tuska i próbach utworzenia „rządu technicznego, to w działaniach na rzecz przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Z drugiej – o jej utrzymanie przez rządzącą koalicję i przeprowadzenie rekonstrukcji rządu, być może z nowym premierem. Z narracji walczących stron zniknęły nagle tak mocno deklarowane w kampanii wyborczej problemy Polski i Polaków.

Komentatorzy i eksperci – nade wszystko w zakresie politologii i socjologii – najpierw rzucili się na temat wygranej K. Nawrockiego i przegranej R. Trzaskowskiego, a następnie na kwestie przetrwania obecnej władzy, szanse na utworzenie „rządu technicznego” i wreszcie na jego rekonstrukcję. Zarówno w przestrzeni trwającej walki, jak i w przestrzeni jej wyjaśniania obserwujemy koncentrację podmiotów nie na sensach deklarowanych idei i pojęć oraz sposobie ich realizacji, ale na formie ich partykularnego wykorzystania – dla utrzymania bądź zdobycia władzy. I tak np. nie na wolności, suwerenności – wyjątek stanowi tu prof. Stanisław Bieleń – czy niepodległości, o której mówił i mówi jedynie Grzegorz Braun – ale na podatnym na te idee elektoracie i możliwościach jego utrzymania czy też powiększenia.

Destrukcyjne opcje

W ten sposób lekceważona jest nie tylko coraz gorsza sytuacja Polski wobec eskalacji wojny na Ukrainie i powiększania przez Kijów frontu ataków terrorystycznych w Rosji, ale również bagatelizowane jest rodzące się nowe zagrożenie dla Polski na poziomie geopolitycznym. Wynika ono z rosnącej siły militarnej Niemiec i coraz bardziej proukraińskiej i jednocześnie agresywnej wobec Rosji polityki ich nowego kanclerza Friedricha Merza. Zarówno zwiększenie poparcia Berlina dla pozostającego u władzy bez legitymacji konstytucyjnej Wołodymyra Zełeńskiego, jak i zwiększenie nakładów na zbrojenia w Niemczech może cieszyć tylko polityków PO-PiS-u, PSL i wszystkich formacji lewicy. Tylko oni bowiem – a nie naród polski – zabiegali o to w mediach i na forach międzynarodowych. Przedstawiciele naszego biednego kraju, ciężko doświadczonego przez swojego zachodniego sąsiada, walczyli o to, aby ten wydawał na zbrojenia przynajmniej 2 procent– a w tej chwili choćby do 5 – swojego dochodu narodowego przerastającego wielokrotnie nasz polski.

Po raz pierwszy w historii polscy politycy i mainstreamowe media zaczęli się troszczyć o dozbrojenie Niemiec, nie zważając na to, iż ich 2 a tym bardziej 5 procent na niemiecką armię uczyni z niej pierwszą w Europie potęgę militarną. Co więcej, po raz pierwszy Polska została włączona w niekontrolowany wyścig zbrojeń narzucający europejskiej gospodarce tryb militarny. Wyścig, który nie ma nic wspólnego z koniecznością budowania silnej polskiej armii, niezależnej od wojennych programów NATO. Najbardziej tragiczne jest jednak to, iż ta pokrętna antypolska polityka jest realizowana pod szczytnymi hasłami zwiększenia bezpieczeństwa Europy oraz umocnienia NATO i jego jedności wobec „zagrożeń ze strony Rosji”. Polscy militaryści – będący prymusami wśród militarystów natowskich – nie tylko nie biorą pod uwagę pokojowego współistnienia z Rosją i jej sojusznikiem – Białorusią, ale przygotowują się do wojny mającej na celu jej unicestwienie. Nie tylko nie są zdolni do tolerancji względem niej, ale stosują zasady rasizmu wobec Rosjan. Przyprawiają tym samym Polakom gębę narodu zdolnego jedynie do wojny. Oni też robią wszystko, aby Polska weszła we wschodniej Europie w buty Izraela niezdolnego do akceptacji narodu palestyńskiego i jego państwa. Oni też zmieniają cywilizacyjno-kulturowe oblicze Polski i tożsamość narodową Polaków w stopniu porównywalnym z destrukcyjnymi wpływami antropologicznymi genderyzmu. Kształtują współczesny polski patriotyzm na negatywnych ideach i negatywnych emocjach wspólnotowych. Nie ma on nic wspólnego z chrześcijaństwem – naszym fundamentem cywilizacyjnym – promującym pokój i pokojowe współistnienie narodów, godność każdej osoby ludzkiej i każdego narodu, uwzględnianą w poszanowaniu ich praw.

Jest tu ewidentna wina polityczna i moralna rządzących Polską samozwańczych elit. Nie ma jednak żadnej odpowiedzialność, ani choćby dyskusji na jej temat. Co najwyżej między wierszami ktoś bąknie, iż taka samobójcza polityka wynika ze strategicznego sojuszu z USA, które dyktują NATO kierunek działań. Niemal każdego dnia z ust polityków i mainstreamowych mediów słyszymy bowiem zapewnienie, iż ten sojusz jest najwyższą gwarancją istnienia Polski. Pomijając wątpliwość tych zapewnień, zdumiewa jedno – nie ma w nich odniesienia do narodu polskiego jako duchowego i cywilizacyjno-kulturowego gwaranta bytu Polski. Nie tylko w wymiarze historycznym i aksjologicznym, ale również politycznym.

Czy wasalizacja jest nieuchronna?

Polska jest zwasalizowana. Prof. Stanisław Bieleń pisze o desuwerenizacji – od czasów Jean Bodina łączonej zwykle z koncepcją państwa. Natomiast prof. Gracjan Cimek o uwikłaniu Polski w trybach hegemonii międzynarodowej, firmowanej przez USA. Z cywilizacyjno-kulturowego punku widzenia mechanizm wymienionej hegemonii umożliwia wypunktowanie negatywnych procesów w odniesieniu do Polski. Za Gracjanem Cimkiem wyróżniamy więc istnienie w nim w nim dwóch nurtów: neoliberalnego globalizmu, realizującego agendę Davos oraz trumpizmu reprezentującego współczesny amerykański imperializm. Obydwie opcje oznaczają desuwerenizację Polski, aczkolwiek w niejednakowym stopniu. Pobieżny ogląd tych dwóch hegemonicznych agend pozwala na stwierdzenie, iż trumpizm jest mniej opresyjny w swej wasalizacyjnej praktyce. Nade wszystko ze względu na promocję wartości konserwatywnych w kulturze i życiu społecznym.

Najwymowniejszym świadectwem amerykańskiej hegemonii międzynarodowej w Polsce jest obecność baz amerykańskich na jej terenie i akceptacja tego stanu rzeczy przez polski naród. Akceptacja ta jest świadectwem zmian w tożsamości narodowej Polaków, którzy w swej większości nie wyobrażają sobie dalszego istnienia Polski bez parasola USA i NATO. Ilustracją tej sytuacji politycznej i cywilizacyjno-kulturowej niech będzie jej porównanie z Danią, której parlament zatwierdził w ostatnich dniach „porozumienie obronne” z USA. Umożliwia ono amerykańskim wojskom stacjonowanie w trzech duńskich bazach lotniczych oraz możliwość składowania broni i sprzętu wojskowego na terytorium tego kraju. Większość Duńczyków jest przeciwna owemu „porozumieniu” – za ratyfikacją tej postaci hegemonii międzynarodowej USA, nazwanej eufemistycznie „porozumieniem obronnym”, jest tylko 28 procent duńskiego społeczeństwa. Zdecydowana większość jest przeciwna jego ratyfikacji, określając porozumienie utratą suwerenności i odrzucając tezę jego zwolenników o zwiększeniu bezpieczeństwa kraju. W debacie towarzyszącej ratyfikacji i protestach ulicznych powtarzana jest teza przeciwna – o narażaniu Danii na niebezpieczeństwo ze strony Rosji jako jej potencjalnego wroga, na którego wskazują obydwie firmowane przez USA agendy – zarówno neoliberalna, jak i ta określana mianem trumpizmu.

Porównanie Danii z Polską w zakresie desuwerenizacji wypada wręcz katastrofalnie na niekorzyść Polaków. Ten najmniejszy z nordyckich państw o powierzchni całkowitej: 43 094 km kw. i populacji w liczbie 5 756 170 powinien nas zawstydzić. O tak wysokiej świadomości politycznej i zarazem narodowej oraz o tak wysokim poziome patriotyzmu, a także wolności wypowiedzi możemy tylko pomarzyć. W Polsce – wielokrotnie większej liczebnie i powierzchniowo – nazywanie po imieniu tego typu umów zwasalizowaniem w relacjach z Waszyngtonem traktowane jest jako orwellowska myślozbrodnia, za którą grozi odpowiedzialność nie tylko polityczna, ale również cywilna, a choćby moralna. Każdy Polak, który odważyłby się publicznie podważyć sens stacjonowania amerykańskich baz w naszej ojczyźnie – a tym bardziej utworzenie w Jasionce pod Rzeszowem międzynarodowego hubu do przerzutu broni na Ukrainę – traktowany jest nie tylko jako agent Putina, ale również zdrajca Polski. Co więcej, traktowany jest jako apostata religijny występujący przeciwko stanowisku kościoła katolickiego milcząco akceptującego wasalizację Polski i wszelką pomoc dla banderowskiej Ukrainy.

Porównanie z Danią uzmysławia nam ogrom wysiłku duchowo-moralnego i kulturowego, jaki Polacy muszą podjąć, aby odzyskać niepodległość – nie tylko względem USA, ale również względem Unii Europejskiej. Przysłowiowe światełko w tunelu pokazała partia Grzegorza Brauna, wpisująca w swój program odzyskanie niepodległości Polski. Konfederacja Korony Polski z jej przywódcą na czele dokonali niemożliwego – bez dotacji budżetowych i finansowania zagranicznego oraz bez dostępu do mainstreamowych mediów z katolickimi włącznie przyciągnęli do programu niepodległości Polski milion dwieście tysięcy Polaków. Jedyne co pozostaje do zrobienia to poszerzyć front walki o duszę narodu – o świadomość narodową i kulturową Polaków, którzy staną się najpewniejszą i najwyższą gwarancją swej niepodległości. To zaś wymaga wyjścia poza happeningi G. Brauna i zjednoczenia środowisk niepodległościowo-patriotycznych na polu nie tylko polityki, ale również kultury i edukacji. Jaskółką w tym względzie jest dojrzewająca inicjatywa przygotowania ustawy o zagranicznym finansowaniu nie tylko organizacji pozarządowych, ale również partii politycznych, mediów i pojedynczych osób.

Rola metapolityki

W walkę o duszę narodu doskonale wpisuje się – co pokazała polska kultura i historiografia epoki romantyzmu – uniwersum idei i wartości metafizyczno-religijnych, których symbolem jest w tej chwili |Gietrzwałd. Równie dobrze wpisać w nią należy cały zestaw idei i wartości metafizyczno-historycznych związanych z tysiącletnią rocznicą koronacji Bolesława Chrobrego. Ta właśnie rocznica pokazuje, jak na gruncie przyjętego przez Polskę chrześcijaństwa została uznana jej podmiotowość i państwowość – bez udziału politycznych gwarantów i gwarancji, bez sojuszy obronnych. To, co stanowi ostateczną tajemnicę istnienia osoby ludzkiej, stanowi jednocześnie tajemnicę istnienia narodu – a więc sytuuje się na poziomie metafizyki, którego nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, bo przekracza możliwości ludzkiego umysłu.

Wiedzieli o tym doskonale nasi wieszczowie narodowi, walcząc o zachowanie duszy polskiej, gdy jej naród nie miał własnego państwa i istnieć musiał pod rządami trzech zaborców. Wiedzą o tym również współcześni nasi wrogowie, zawłaszczając polską kulturę i nasycając ją antypolskimi treściami. Metafizyczno-religijnej tajemnicy istnienia narodu nie możemy wyrzucić ze świadomości narodowej i kulturowej Polaków ani też zepchnąć do narracji teorii spiskowych. Możemy w sposób mądry włączyć ją do bazy stałych danych kształtujących naszą tożsamość. Tożsamość tę należy rozumieć jako zdolność zachowania w naszej świadomości aksjologicznej wierności wartościom, które ukształtowały nasz naród – z chrześcijańskimi wartościami moralnymi na czele. Zachowanie tożsamości narodowej oznacza też bycie sobą, bycie podmiotowe na gruncie tych wartości w przestrzeni międzynarodowej..

W tej sytuacji rodzi się pytanie: czy w ramach trumpizmu hołdującego wartościom konserwatywnym, z entuzjazmem przyjętego przez polską prawicę, jest możliwe wybicie się na niepodległość? O tym zadecyduje rola polskiej kultury realizowana poprzez utrwalanie w pamięci narodowej jej szczytowych osiągnięć w przeszłości, promowanie patriotycznych aspektów i walki o prawdę historyczną, poprzez walkę z przenikaniem w jej przestrzeń degenerujących polskie społeczeństwo wątków pornografii, genderyzmu, satanizmu, poprzez powstrzymanie jej od zaangażowania w ukrainizację Polski i kształtowanie rusofobicznych postaw. Rola kultury na polu świadomości i tożsamości narodowej jest ogromna. Od czasów Antonio Gramschiego nie ma bowiem liczącej się na polu międzynarodowym koncepcji politycznej, która nie uwzględniałaby kultury.

Trudna do osiągnięcia jest też hegemonia międzynarodowa w wydaniu trumpistowskim bez czynników kulturowych. Ten jej aspekt rodzi kolejne pytania. Jaka będzie rola polskiej kultury narodowej w zwasalizowanej przez trumpizm Polsce. Czy przez cały czas będziemy musieli importować podłej jakości produkty amerykańskiej kultury masowej, poddawać się antypolskiej edukacji prowadzonej przez różne „tefałeny” i instytucje kulturalne utrzymywane przez wrogie nam amerykańskie klany typu rodziny George’a Sorosa? Odpowiedź jest jedna: w umacnianiu tożsamości narodowej powinniśmy weryfikować nie tylko biznesowe pokusy trumpizmu, ale również jego zniewalające na polu kultury mechanizmy, pamiętane z obcesowych ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski pani Georgetty Mosbacher – ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce za czasów pierwszej kadencji obecnego ich prezydenta. Na jego hasło: America First musimy odpowiadać: Po Pierwsze Polska.

Prof. Anna Raźny

Fot. profil X Karola Nawrockiego

Myśl Polska, nr 25-26 (22-29.06.2025)

Читать всю статью