Канцлер Германии говорит о «грязной работе» Израиля. Буря после слов Мерца

natemat.pl 6 часы назад
"To brudna robota, którą Izrael wykonuje dla nas wszystkich" – powiedział kanclerz Niemiec. Jego słowa wywołały burzę.


"To brudna robota, którą Izrael wykonuje dla nas wszystkich" – powiedział kanclerz Niemiec Friedrich Merz. Na marginesi szczytu GT w Kanadzie prezenterka niemieckiej telewizji ZDF użyła sformułowania "brudna robota", które podchwycił Merz. "Jestem pani wdzięczny za określenie 'brudna robota'. To jest brudna robota, którą Izrael wykonuje dla nas wszystkich. Nas również dotyka ten reżim. Ten reżim mułłów przyniósł światu śmierć i zniszczenie" – powiedział chadecki kanclerz.

Wyraził też swój największy szacunek, iż izraelska armia i kierownictwo państwa "miały odwagę to zrobić".

Opozycja: "cyniczne i ignoranckie"


Za te słowa Merz znalazł się w ogniu krytyki. Nie szczędzą jej także politycy współrządzącej z chadekami socjaldemokracji (SPD). "Taki dobór słów wywołał irytację w klubie poselskim" – powiedział portalowi ZDFheute.de ekspert SPD ds. polityki zagranicznej Adis Ahmetović.

Silny sprzeciw wyrazili opozycyjni Zieloni i partia Lewica oraz lewicowo-populistyczny Sojusz Sahry Wagenknecht. Polityczka Zielonych Luise Amtsberg powiedziała: "Zamiast cynicznych i ignoranckich komentarzy ze strony kanclerza oczekuję, iż rząd Niemiec zrobi wszystko w tej napiętej sytuacji, aby doprowadzić do deeskalacji".

Sam Merz uważa, iż reakcje na jego wypowiedź usprawiedliwiają ją i zaznaczył, iż w większości jego słowa spotkały się z aprobatą.

"Der Spiegel": Merz mówi jak Trump


Komentarze na ten temat zamieściły też niemieckie media. Dziennikarz magazynu "Der Spiegel" Severin Weiland pisze, iż jest to niebezpieczne zdanie, które "brzmi jak zerwanie z linią polityki zagranicznej wszystkich poprzednich rządów Niemiec i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi".

"To zdanie zasługujące na uwagę. Nie mogłoby być ono bardziej odległe od iluzorycznych nadziei wyrażonych dziesięć lat temu w Wiedniu przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Franka-Waltera Steinmeiera. Wtedy po ciężkim maratonie negocjacji pięciu potęgom z prawem weta w ONZ i Niemcom udało się podpisać porozumienie nuklearne z Iranem. 'Jestem pewien, iż wynikające z tego otwarcie głęboko zmieni gospodarkę i społeczeństwo Iranu, a także może otworzyć nowy rozdział w stosunkach Iranu z Zachodem' – powiedział Steinmeier, obecny prezydent Niemiec".

"To zdanie Merza zainteresowało, bo oczekiwałoby się go bardziej z retorycznego arsenału prezydenta USA Donalda Trumpa" – pisze Weiland i stwierdza, iż "nie da się jeszcze ocenić następstw tego zdania".

"Pomijając przypadkowy dobór słów, który ukrywa, iż podczas takiej »brudnej roboty« zostali już zabici cywile w Iranie, dotyka ono również kwestii strategicznego ukierunkowania niemieckiej polityki zagranicznej. Czy Merz pożegnał się już z dyplomatycznymi rozwiązaniami, które wszystkie niemieckie rządy preferowały w odniesieniu do Iranu? A może ta uwaga, jak to często bywa w jego przypadku, po prostu mu się wymknęła?" – pyta dziennikarz "Spiegla".

Może wywrzeć wpływ na Netanjahu


Gazeta "Die Zeit" zamieściła dwa komentarze na ten temat – jeden za i drugi przeciw.

"To dobitne, ale uzasadnione słowa" – uważa Georg Ismar. I zwraca uwagę, iż Friedrich Merz jest znany z tego, iż mówi jasno i dobitnie. W odniesieniu do migrantów mówił już w przeszłości o "małych paszach", a o nielegalnej migracji jako "all in". "Swoimi ciętymi wypowiedziami przysparzał sobie problemów. To interesujący eksperyment, iż jako kanclerz pozostaje sobie wierny" – pisze autor komentarza.

"Bardzo śmiałe stwierdzenie, ostatecznie uderzająca realpolitik. Oczywiście oświadczenie to trzeba brać bez zastrzeżeń i też krytycznie analizować. W świetle prawa międzynarodowego działanie to jest wysoce problematyczne, ponieważ Izrael powołuje się na prawo do samoobrony, atak prewencyjny przeciwko reżimowi (a nie jego ludności), który chce zniszczyć Izrael i unicestwić żydowskie życie. Ale Merz wywołuje w ten sposób ważną, kontrowersyjną debatę, coś, co rzadko udawało się Olafowi Scholzowi z jego bardzo wyważonymi słowami na temat Bliskiego Wschodu, którymi kanclerz z SPD przede wszystkim nie chciał podpadać. Taki jasny tekst może być też bardzo pomocny pod względem politycznym".

Ten prosty tekst kryje w sobie wielką szansę – uważa Georg Ismar. Słowa Merza zostały teraz pochwalone przez wszystkie możliwe izraelskie kanały. W ten sposób wmanewrował siebie i niemiecką politykę zagraniczną w pozycję, której nie miała od dawna: możliwość wywierania realnego wpływu na Izrael i premiera Beniamina Netanjahu, ponieważ kanclerz wypowiada się solidarnie, ale nie bezkrytycznie".

"Niegodne kanclerza"


Z taką opinią polemizuje na łamach "Die Zeit" inna autorka – Sara Maria Behbehani. "Takie słowa nie są godne kanclerza Niemiec" – pisze. "Brudna robota: co za określenie! Kanclerz Niemiec siedzi w telewizji i wygłasza, iż ma największy szacunek dla odwagi izraelskiej armii i rządzących (…). Nie może być mowy o postawie męża stanu, w której zawsze powinna rozbrzmiewać odpowiedzialność i godność urzędu kanclerskiego".

"I na czym dokładnie polega w tym przypadku brudna robota? Całkowite zniszczenie irańskiego programu nuklearnego? Sam Merz powiedział zaledwie jedno zdanie wcześniej, iż Izraelczycy nie są w stanie tego zrobić bez amerykańskich bomb burzących bunkry. Zmiana reżimu? Bo właśnie do tego przeszedł po swojej uwadze o brudnej robocie, mówiąc: 'Nas również dotyka ten reżim. Ten reżim mułłów przyniósł światu śmierć i zniszczenie'. Nie jest jednak wcale pewne, iż reżim faktycznie upadnie w trakcie tej wojny – ani nie jest pewne, czy to, co nastąpi później, będzie naprawdę lepsze".

"A choćby jeżeli przez brudną robotę miał na myśli tylko to, iż Izrael uniemożliwia irańskiemu przywództwu zdobycie broni nuklearnej i iż irańscy przywódcy nie mogą postępować jak dotąd, (…) to przez cały czas obejmuje to cierpienie i śmierć cywilów" – pisze autorka komentarza.

I pyta: "A zatem co z tymi ludźmi? Tymi ludźmi, którzy cierpią od dziesięcioleci. Niektórzy z nich nie wiedzą, jak będą mogli pozwolić sobie na chleb przy stale spadającej wartości waluty. Mężczyźni, którzy być może sami wyszli na ulice przeciwko reżimowi podczas protestów. Kobiety, które może zostawiły swoje chusty w domu. Co z tymi ludźmi, jeżeli teraz umrą? Są częścią tej brudnej roboty? Czy ludzie nie zasługują na ochronę, jeżeli mieszkają w niewłaściwym kraju i mają niewłaściwy paszport?".

"Nazywa rzeczy po imieniu"


Słowa kanclerza Merza zajmują także komentatorów gazet regionalnych i lokalnych. Ukazujący się w Brandenburgii dziennik "Märkische Oderzeitung" pisze, iż takie słowa prawdopodobnie nie przeszłyby przez usta większości dyplomatów, bo język dyplomatyczny jest na to zbyt powściągliwy.

"Nie zmienia to jednak faktu, iż Merz ma w tej kwestii rację. Tak, Izrael prawdopodobnie narusza prawo międzynarodowe swoimi atakami. Ale większości krajów, przynajmniej tych na Zachodzie i w arabskim sąsiedztwie Iranu, w rzeczywistości całkiem się to podoba. Milczenie na ten temat lub owijanie w bawełnę byłoby niewłaściwym podejściem. Polityka pozostaje tylko wtedy jasna i zrozumiała, gdy nazywa się rzeczy po imieniu – i tak jest w tym przypadku" – czytamy.

Katarzyna Domagała-Pereira


Читать всю статью