Rafał Trzaskowski odniósł się do tej sprawy w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 w czwartek wieczorem (16 maja). Jak ustaliła Wirtualna Polska, za publikowanymi w internecie reklamami politycznymi promującymi kandydata Koalicji Obywatelskiej i jednocześnie atakującymi jego konkurentów stoi pracownik i wolontariusze fundacji Akcja Demokracja.
Jej prezes jeszcze do niedawna był asystentem posłanki Koalicji Obywatelskiej. WP podała, iż reklamy w formie nagrań były publikowane na facebookowych profilach "Wiesz Jak Nie Jest" i "Stół Dorosłych". Ich administratora (nie wiadomo, kim on jest) miało to kosztować ok. 420 tys. tys. zł, a w ostatnim tygodniu – przeszło 230 tys. zł, czyli "więcej niż wydał którykolwiek z legalnie działających komitetów wyborczych".
Kto płacił za kontrowersyjne reklamy wyborcze? Trzaskowski zabrał głos
Ze strony polityków PiS, ale też np. Sławomira Mentzena, pojawiły się zarzuty o nielegalne finansowanie kampanii Trzaskowskiego. Polityk uważa natomiast, iż tą sprawą powinny zająć się służby.
– Proszę pytać w Fundacji, mój sztab nie ma z tym nic wspólnego. Natomiast różnego rodzaju propagandy pojawiło się mnóstwo. Z jednej strony, żeby brać udział w wyborach, ale krążą również sms-y, podszywają się pode mnie, pod mój sztab. Wiadomo, iż Rosjanie maczają palce we wszystkich kampaniach na całym świecie – stwierdził Trzaskowski w TVN24.
I dodał: – Prowadzę kampanię całe dnie i nie jestem w stanie wszystkiego weryfikować. Natomiast my nie mamy z tym nic wspólnego, trzeba pytać odpowiednich podmiotów.
Również w czwartek o tę sprawę był pytany Karol Nawrocki. Kandydat PiS oświadczył na spotkaniu ze swoimi sympatykami w Wałbrzychu, iż ta informacja jest "kolejną pokazująca, iż trwa i trwał agresywny proces wspierania Rafała Trzaskowskiego w wyścigu prezydenckim".
– Poruszam się w kampanii wyborczej, gdzie atakują mnie instytucje państwa polskiego, teraz widzę, iż zaczynają także atakować za sprawą sieci mediów społecznościowych obce organizacje – stwierdził.
Przypomnijmy, iż do sprawy odniósł się zarząd Akcji Demokracja, który przyznał, iż "pracownik fundacji pomagał zagranicznemu partnerowi w znalezieniu chętnych do wzięcia udziału w nagraniach". "Zrobiliśmy uprzejmość firmie, z którą stale współpracujemy i na tym skończyła się nasza rola" – przekazano w odpowiedzi na pytania dziennikarzy WP.