„Iluzyt” – tytuł opowiadania jednego z najlepszych polskich pisarzy science fiction Janusza Zajdla.
Już przed laty ostrzegał przed niebezpieczeństwem zbrojeń i nuklearnej zagłady, pytał o sens życia człowieka, snuł rozważania o zagrożeniach cywilizacyjnych, które sami stwarzamy żądając postępu ze wszelką cenę, choć tracimy po drodze coś znacznie cenniejszego: ludzką godność i prawo decydowania o swoim losie. Pisał także o rządzeniu dzięki strachu i formatowaniu świadomości ludzi na użytek politycznych psychopatów.
Dzisiaj wiele z jego fantastycznych wizji staje się rzeczywistością, groźnym MEMENTO wiszącym nad naszymi głowami. Niestety, większość z nas kocha żyć w nieświadomości, w bańce iluzji, w różowych balonach beztroski.
A jest ich w naszym życiu wiele. Chociażby mit gen. Władysława Andersa. Książki o nim napisanej przez Kazimierza Sidora pt. „W niewoli u Andersa”, próżno szukać w księgarniach czy bibliotekach. To nie beletrystyka czy opowiadanie przez autora fantasmagorii, ale wspomnienia żołnierzy 2 korpusu, ich zeznania, meldunki, prośby i listy mówiące o wielkiej krzywdzie jaka stała się Narodowi i Państwu Polskiemu. O czym mówię? O represjach wobec żołnierzy chcących po wojnie wrócić do Ojczyzny. Obrzucano ich obelgami, często okradano, wymuszano zgodę na zrzeczenie się wszelkich roszczeń za służbę wojskową. Wielu przetrzymywano w więziennych celach oraz stawiano przed sądem polowym: „… za zbrodnie wojenną z art. 46”. Tak jak kaprala A. Mieszkowskiego.
Mało tego. Dowództwo 2 korpusu zlecało podkomendnym pobicia żołnierzy chcących wrócić do Polski. Aktów napaści dokonywali także wyżsi rangą oficerowie. Starszy ogniomistrz Szczepan Koralewicz raportował: „Wyjeżdżających z oddziału obrzuca się kamieniami. Major nieznanego nazwiska doskoczył z pałką do samochodu i zaczął bić siedzących w nim żołnierzy, obserwował to spokojnie ppłk Krajewski”.
Kazimierz Sidor napisał: Celem emigracyjnej grupy politycznej skupionej przy Andersie był nawrót do stosunków sprzed 1939 roku, utrzymanie władzy w ręku grupy sanacyjnej, przekreślenie tak doniosłych dla Narodu Polskiego reform, jak reforma rolna i nacjonalizacja ciężkiego przemysłu, i – przede wszystkim – stworzenie z Polski dogodnej bazy dla walki z wszelką demokracją oraz do akcji antysowieckiej. Zadania te realizowano organizując akcje dywersyjne przeciw rządowi nowej Polski, dążono do „… wytworzenia takiej sytuacji w kraju, która zmusiłaby Wielką Brytanie i Stany Zjednoczone do zbrojnej interwencji na korzyść wymienionej grupy reakcyjnej”.
Książka „W niewoli u Andersa” została wydana w 1947 roku w Rzymie, a jej autor Kazimierz Sidor, był wówczas pułkownikiem i szefem polskiej misji wojskowej w wiecznym mieście.
Innym wytworem solidarnościowej propagandy jest mit przedstawiający Polską Rzeczpospolitą Ludową jako gospodarczą i intelektualną pustynię z pustymi sklepowymi półkami, a na dodatek pełną terroru.
Lord Macaulay historyk i polityk, przygotowujący brytyjski program kolonizacji Indii w roku 1835 powiedział w parlamencie angielskim: „Przejechałem Indie wzdłuż i w szerz i nie widziałem ani jednej osoby, która byłaby żebrakiem lub złodziejem. Takie bogactwo jakie widziałem w tym kraju, tak wysokie moralne wartości, ludzie takiego pokroju, iż nie myślę, iż moglibyśmy kiedykolwiek podbić ten kraj, dopóki nie złamiemy samego kręgosłupa tego narodu, jakim jest jego duchowe i kulturowe dziedzictwo.
Z tego powodu proponuję, abyśmy zastąpili jego stary i starożytny system edukacyjny i jego kulturę, gdyż tylko wtedy gdy Hindusi zaczną myśleć, iż wszystko co jest zagraniczne i angielskie, jest dobre i wspanialsze niż ich własne, utracą oni szacunek do siebie samych, swą narodową kulturę i staną się tym, czego my byśmy chcieli aby się stali, czyli narodem prawdziwie zdominowanym”. W Polsce też, niestety, to się udało. Wyzbyliśmy się całego przemysłu, instytutów badawczych, laboratoriów, kultury, krótko mówiąc cennego dorobku dwóch powojennych pokoleń.
Niedawno przeczytałem książkę pod redakcją dwóch młodych doktorantów Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu: Marcina Hlebionka i Rafała Moczkodana „Czterej pancerni i pies – wokół fenomenu kulturowego”. Już lid zamieszczony na ostatniej stronie okładki wprawia w zdumienie: „… przy ograniczonym w PRL dostępie do kultury…”, i świadczy o mizerii poznawczej oraz tendencyjności w podejściu do okresu Polski Ludowej. Bo przecież w każdej wsi zakładano szkoły, organizowano biblioteki, urządzano klubokawiarnie do których zapraszano pisarzy, malarzy, aktorów…, a tuż po wojnie przyjeżdżało objazdowe kino. Książki były pięknie wydawane, w twardych, nierzadko płóciennych oprawach z ilustracjami mistrzów i kosztowały grosze. Podobnie jak i prasa. Czy wiecie dlaczego cenę „Świata Młodych” ustalono na 50 groszy? Ponieważ redakcja wyszła ze słusznego skądinąd, ale niezbyt budującego wniosku, iż wszędzie znajdą się jakieś butelki, które dziecko może oddać do skupu i KUPIĆ SWOJĄ GAZETĘ. A w skupie za butelkę po winie płacono właśnie 50 groszy.
W połowie lat dziewięćdziesiątych zaczęto likwidować na wsiach biblioteki i klubokawiarnie, jako instytucje nierentowne i nie podlegające ochronie państwa polskiego. Zaczęło się to za premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego, który 19 października 1991 roku jednym podpisem zlikwidował PGR-y. Kilka milionów Polaków zostało wyrzuconych poza nawias społeczeństwa. Na wsi zapanowała bieda, alkoholizm, dochodziło do tragedii, samobójstw, bezrobocie było ogromne, a jedynym pocieszycielem było wino „Arizona” kupowane za grosze. Ze znalezieniem nowej pracy było trudno, bo państwo zaczęło likwidować połączenia komunikacyjne, tak kolejowe jak i autobusowe. W 2018 roku Klub Jagielloński szacował, iż taka sytuacja dotknęła 14 milionów ludzi.
Dzisiaj wielu Polaków nie stać na kupowanie książek po prostu dlatego, iż są drogie. I tutaj powinno zadziałać państwo.
Wikary w odcinku 69 szóstej serii „Rancza” mówi: „Dzieciom od urodzenia trzeba czytać, jak najwięcej. Jak inaczej głód wiedzy i świata w nich obudzić? Jak człowieczeństwo kształtować? Telewizją? Czym by ludzkość była gdyby nie książki? Bandą dzikusów i troglodytów. Ten kto czyta mądrość świata poznaje i pokoleń. Dziecko do czytania namawiać i nakłaniać, to jest pierwszy rodzica obowiązek. Taki sam jak nakarmić. A dziecku szansy nie dać by się stało mądrym człowiekiem, to jest grzech”.
Zakończę fragmentem opowiadania Janusza Zajdla ILUZYT. Rzecz dzieje się na Ziemi choć w innym wymiarze. By zwykły obywatel nie zrozumiał istoty toczącego się konfliktu i nie poznał prawdy, decydenci każą założyć mu blokadę retrospekcji, a po chwili włączają „stupidotron” (ogłupiacz):
– Ujrzałem kilka błysków, uciekinierzy zapłonęli nagle pomarańczowo i zamienili się w trzy kupki rozżarzonego popiołu. interesująca jest reakcja naszego bohatera: Nie rozumiałem niczego, ale też nie chciałem zrozumieć, było mi wciąż błogo i beztrosko. Zacząłem śmiać się jak na dobrej komedii. (Janusz A. Zajdel, Iluzyt, Nasza Księgarnia 1976, str. 196 i 198).
Czy to coś państwu przypomina?
Sławomir W. Malinowski
Myśl Polska, nr 47-48 (23-30.11.2025)
