Mamy dwóch nowych „bohaterów”

myslpolska.info 4 часы назад

Ukrainiec Władimir Żurawlew, podejrzany o wysadzenie gazociągu Nord Steram oraz sędzia Dariusz Łubowski – to nowi wielcy bohaterowie Partii Ukraińskiej w Polsce.

Partia ta grupuje praktycznie wszystkie formacje polityczne i media oraz tzw. patriotyczną gawiedź spod znaku „Gazety Polskiej” oklaskującej pana sędziego po decyzji nie wydania Ukraińca niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości.

Sędzia Dariusz Łubowski, zamiast zastosować się do obowiązującego prawa międzynarodowego, które określa jasno, iż Europejski Nakaz Aresztowania (ENA) nie podlega dyskusji, podjął decyzję czysto polityczną, bo panicznie bał reakcji polityków i mediów. Ściganego Europejskim Nakazem Aresztowania można nie wydać ścigającemu tylko w trzech przypadkach: jeżeli dana osoba została już osądzona za popełnienie tego samego przestępstwa; jest niepełnoletnia (dana osoba nie osiągnęła wieku odpowiedzialności karnej w państwie wykonania nakazu); i w przypadku amnestii (państwo wykonania nakazu, mogło ścigać tę osobę, ale przestępstwo jest w tym państwie objęte amnestią). Żaden z tych przypadków nie miał miejsca. Tymczasem polski sąd skupił się w swoim uzasadnieniu na kwestiach politycznych i historycznych. Uznał, iż Ukraina „miała prawo” dokonać aktu dywersji, bo: „tego rodzaju działania podejmowane przez siły zbrojne i siły specjalne w trakcie wojny na infrastrukturę krytyczną agresora nie są sabotażem, a aktem dywersji, które w żadnym razie przestępstwami być nie mogą”. Pośrednio przyznał więc, iż Żurawlew był sprawcą.

W tej sprawie nie to jest jednak najważniejsze, ale to, iż polska „klasa” polityczna in gremio, z obu niby walczących ze sobą obozów PO i PiS, żądała jeszcze przed wyrokiem sądu nie przekazywania go „Niemcom”, bo Żurawlew jest „bohaterem” i powinien dostać order. W przypadku PiS to zrozumiałe. Ukraińska grupa sabotażowa spokojnie i bez przeszkód działała w Polsce za ich rządów, ale PO, która ma na ustach slogany o państwie prawa, o nadrzędności prawa międzynarodowego nad krajowym. W imię czego? Obsesyjnej rusofobii czy obawy przed tym, co Żurawlew mógłby ujawnić w czasie procesu w Niemczech?

Problem w tym, iż atak na Nord Stream nie był atakiem na „rosyjską infrastrukturę krytyczną”, tylko na obiekt będący własności kilku firm z państw europejskich, nie tylko Rosji i Niemiec, ale także z Holandii, Francji, Wielkiej Brytanii i Austrii. Czy Donald Tusk tego nie wie? Tłumaczenie, iż Nord Steram I i II napędzał „machinę wojenną Kremla” jest kłamliwe. Europa przez dziesięciolecia korzystała z tanich źródeł energii z Rosji i budowała na tym swoją potęgę gospodarczą, Polska także. Twierdzenie, iż korzyści były jednostronne są absurdem. Poza tym, po wybuchu wojny Europa sama odcięła się od dostaw rosyjskiego gazu, a Polska, korzystając z luk prawnych, pompowała rosyjska ropę jak tylko długo się dało.

Péter Szijjártó, minister spraw zagranicznych Węgier, ocenił to wszystko następująco: „Według Donalda Tuska wysadzenie gazociągu jest akceptowalne. To szokujące, bo aż chce się zapytać, co jeszcze można wysadzić i przez cały czas uznać to za wybaczalne, a choćby godne pochwały. Jedno jest pewne: nie chcemy Europy, w której premierzy bronią terrorystów”. I ma rację.

Jan Engelgard

Myśl Polska, nr 43-44 (26.10-2.11.2025)

Читать всю статью