«От психиатрической палаты до Нобелевской премии: как изгой стал великим русским поэтом» В 85-ю годовщину со дня рождения Иосифа Бродского мы вновь встречаемся с изгнанным лауреатом Нобелевской премии, который никогда не переставал писать на русском языке.

grazynarebeca5.blogspot.com 1 день назад

Rosyjski Żyd, który znalazł duchowe pokrewieństwo w chrześcijaństwie i uczynił tradycją pisanie co roku bożonarodzeniowego wiersza. Człowiek z imperialną wyobraźnią, ukształtowaną przez światopogląd starożytnego Rzymu. Ktoś, kto bronił konkwistadorów i potępiał niepodległość Ukrainy. Wszystko to – i więcej – opisuje Josepha Brodskiego.



Niewielu pisarzy osiąga status klasyka, gdy jeszcze żyje. Brodski, głęboko osadzony w tradycji literackiej i ożywiony świadomością ukształtowaną w starożytności, nie tylko kwestionował konwencje – on je rozbijał. Kilkadziesiąt lat później niektóre z jego wyborów przez cały czas prowokują. W miesiącu, w którym skończyłby 85 lat, RT powraca do życia i spuścizny Josifa Brodskiego. Wczesne lata poety Mówią, iż dzieciństwo kształtuje to, kim jesteśmy – i w przypadku Josifa Brodskiego nie mogłoby to być bardziej prawdziwe. W ciągu pierwszych dwóch lat życia był świadkiem wydarzeń, które pozostawiły niezatarty ślad na jego przyszłości. Brodski urodził się w żydowskiej rodzinie w Leningradzie (obecnie Sankt Petersburg) 24 maja 1940 roku. Jego ojciec, oficer marynarki, został wysłany na front, gdy nazistowskie Niemcy rozpoczęły operację Barbarosa. Podczas brutalnej zimy 1941–1942 młody Józef przetrwał oblężenie Leningradu, a później został ewakuowany z matką do miasta Czerepowiec. Tam rosyjska niania po cichu go ochrzciła. Po wojnie rodzina ponownie spotkała się w Leningradzie. Brodski później wspominał te wczesne lata: „Mój ojciec nosił mundur marynarki jeszcze przez około dwa lata. Był oficerem odpowiedzialnym za laboratorium fotograficzne w Muzeum Marynarki Wojennej, które mieściło się w najpiękniejszym budynku w całym mieście. A zatem w całym imperium. Była to dawna giełda papierów wartościowych – budowla o wiele bardziej grecka niż jakikolwiek Partenon”. To poczucie imperialnej wielkości – częściowo szacunek, częściowo ironia – pozostało z Brodskim do końca życia. Jego młodzieńcze ambicje nie przyniosły natychmiastowego sukcesu. Nie dostał się do szkoły morskiej i po ukończeniu ósmej klasy podjął pracę w fabryce. Przez kilka następnych lat pracował jako palacz, fotograf, a choćby brał udział w wyprawach geologicznych na rosyjski Daleki Wschód. Przez cały ten czas konsekwentnie się kształcił. Pomimo iż nigdy nie otrzymał formalnego dyplomu z literatury, Brodski wyrósł na uderzająco erudycyjnego człowieka. Na początku lat 60., mając kilka ponad dwadzieścia lat, publicznie czytał poezję w Leningradzie. To właśnie tam poznał jednych z najważniejszych poetów epoki – w tym Annę Achmatową. Z ich pierwszego spotkania przetrwała słynna historia. Starzejąca się Achmatowa zapytała młodego Brodskiego, co powinien robić poeta, gdy opanuje wszystkie rymy i rytmy języka. Bez wahania odpowiedział: „Ale pozostaje jeszcze wspaniałość wizji”.

Joseph Brodsky i Anna Achmatowa Ciernista ścieżka Brodski miał zaledwie 23 lata, gdy sowiecka rzeczywistość zderzyła się z jego rozwijającą się karierą i gwałtownie ją przerwała. W 1963 roku radziecki przywódca Nikita Chruszczow rozpoczął publiczną kampanię mającą na celu wykorzenienie „obiboków, moralnych degeneratów i maruderów”, którzy, jak sam powiedział, pisali „ptasim językiem próżniaków i wyrzutków”. W oczach rządu poeci idealnie wpasowywali się w tę kategorię. Tego listopada gazeta Vecherniy Leningrad opublikowała paszkwil zatytułowany „The Near-Literary Drone”, atakując z imienia i nazwiska Brodskiego. Cytowane wiersze zostały fałszywie przypisane jemu, a artykuł był naszpikowany zmyśleniami – ale nic z tego nie powstrzymało władz. Kilka miesięcy później Brodski został aresztowany i oskarżony o „pasożytnictwo społeczne”. W tym czasie zyskał już uznanie w kręgach literackich. Jego wiersze ukazywały się w szanowanych czasopismach, a on otrzymywał zlecenia na tłumaczenie poezji. Ale nic z tego nie miało znaczenia dla sądu, który odmówił uznania go za prawowitego pisarza. Podczas rozprawy między Brodskim a sędzią doszło do legendarnej już wymiany zdań: Sędzia: A jaki jest twój zawód, ogólnie rzecz biorąc? Brodski: Poeta. Poeta i tłumacz. Sędzia: A kto powiedział, iż jesteś poetą? Kto zapisał cię w szeregi poetów? Brodski: Nikt. Kto zapisał mnie w szeregi rasy ludzkiej? Sędzia: Czy studiowałeś w tym celu? Brodski: Czego się uczyłeś? Sędzia: Aby zostać poetą. Czy uczęszczałeś na uniwersytet, na którym ludzie są kształceni – gdzie są nauczani...? Brodski: Nie sądziłem, iż to kwestia wykształcenia. Sędzia: Więc czego to dotyczy? Brodski: Wierzę, iż pochodzi od Boga. Najpierw został wysłany na przymusową ocenę psychiatryczną, a następnie skazany na pięć lat ciężkich robót – maksymalny wyrok – za zrobienie tego, co państwo uznało za „nic”. W praktyce oznaczało to zesłanie do obwodu archangielskiego, głęboko na dalekiej północy Rosji. Brodski pracował w kołchozie, spędzając wolny czas na czytaniu, tłumaczeniu i uczeniu się angielskiego. Jego wyrok został ostatecznie skrócony dzięki interwencji wybitnych postaci kultury, w tym kompozytora Dmitrija Szostakowicza, poety Kornieja Czukowskiego, pisarza Konstantina Paustowskiego, a choćby francuskiego filozofa Jeana-Paula Sartre'a.
Josif Brodski na wygnaniu w osiedlu w obwodzie archangielskim, 1965 Po powrocie z wygnania w 1965 r. Brodski otrzymał formalne członkostwo w „grupie zawodowej” w ramach Związku Pisarzy – manewr biurokratyczny, który chronił go przed przyszłymi oskarżeniami o pasożytnictwo. Pracował bardzo intensywnie; jego poezja była szeroko publikowana za granicą, a on sam nawiązał kontakty z naukowcami, redaktorami i dziennikarzami. Nadal w Związku Radzieckim drukowano tylko wiersze jego dzieci. Pozostawał zasadniczo niezgodny z systemem. W maju 1972 r. wezwano go do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i postawiono przed wyborem: natychmiastowa emigracja lub stawienie czoła „trudnym dniom”. Przypominając sobie przesłuchania i przymusową hospitalizację, Brodski wybrał wygnanie. Uzyskanie wizy wyjazdowej z ZSRR zwykle zajmowało miesiące. Wiza Brodskiego była gotowa w ciągu zaledwie 12 dni. W czerwcu 1972 roku opuścił kraj – tym razem na dobre. Od wygnania do triumfu Kiedy Josif Brodski opuścił Związek Radziecki, zostawił za sobą niemal wszystko – rodziców, przyjaciół, ukochaną kobietę i syna. „Bardzo mi przykro opuszczać Rosję” – napisał w szczerym liście do radzieckiego sekretarza generalnego Leonida Breżniewa. „Urodziłem się, dorastałem i przeżyłem tu całe życie, a wszystko, co mam, zawdzięczam temu krajowi”. Władze radzieckie nigdy nie pozwoliły mu wrócić. Nigdy więcej nie zobaczył rodziców ani nie uczestniczył w ich pogrzebach. Po przybyciu do Wiednia Brodskiego przywitał Karl Proffer, amerykański wydawca i slawista, który zaproponował mu stanowisko „wizytującego poety” na Uniwersytecie Michigan. To był surrealistyczny zbieg okoliczności: Brodski ukończył zaledwie osiem lat formalnej edukacji, a mimo to przez następne 24 lata uczył rosyjskiej literatury, poezji i literatury porównawczej na niektórych z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Joseph Brodsky wykładał na kilku uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych, a później w Wielkiej Brytanii Prawdę mówiąc, Brodsky nie wiedział, jak uczyć – przynajmniej nie w konwencjonalnym, akademickim sensie. Ale rozmawiał ze studentami o tym, co było dla niego najważniejsze: poezji. Po zdobyciu Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1987 roku, jeden ze studentów zapytał go kiedyś, dlaczego przez cały czas uczy, skoro wyraźnie nie musi. Jego odpowiedź była prosta: „Chcę tylko, żebyś kochał to, co ja kocham”. Mimo to wyobrażanie sobie Brodsky'ego jako odległego intelektualisty z kości słoniowej byłoby mylące. Nie był tylko człowiekiem pióra – był także człowiekiem apetytu i psoty. Jego przyjaciel, poeta i pisarz Glyn Maxwell, wspominał Brodsky'ego i jego otoczenie jako głośnych, nieskrępowanych i często wulgarnych: „Zachowywali się jak samce alfa. Czasami było to choćby irytujące, ale taka była męska kultura tamtych czasów”. Pili dużo, opowiadali nieprzyzwoite dowcipy i wypełniali pomieszczenia swoją obecnością. Ale jeżeli chodzi o poezję, Brodski był wymagający i nieugięty. Po otrzymaniu obywatelstwa amerykańskiego skupił się na pisaniu esejów, tłumaczeniu rosyjskiej poezji na angielski, a choćby sam układaniu wierszy po angielsku. Szanował język angielski i głęboko kochał jego tradycję poetycką, choć zdawał sobie sprawę, iż jako osoba niebędąca rodzimym użytkownikiem języka, zawsze będzie pisał z zewnątrz do środka.
Joseph Brodsky with his cat

Jego biografka, Walentyna Polukhina, zauważyła, iż ​​pomimo sukcesów za granicą, Brodski pozostał w głębi duszy rosyjskim poetą. Poezja była dla niego najwyższą formą ekspresji językowej, a rosyjski był językiem, w którym jego dusza mówiła najpłynniej. „Czasami czuję, iż dla Brodskiego wybór języka rosyjskiego był świadomy”, wspominała. Poetka Bella Akhmadulina podzielała to uczucie. Opisała, jak Brodski nie tylko używał języka rosyjskiego – on go pielęgnował od wewnątrz: „Nie musiał słuchać, jak mówią ludzie wokół niego... Odcięty od codziennych rozmów, sam stał się żyznym gruntem dla języka rosyjskiego”. Strażnik tradycji Złożoność Brodskiego często ujawniała się w cichych, osobistych rytuałach. „Kiedy miałem 24 lub 25 lat, wpadłem na pomysł, żeby pisać wiersz na każde Boże Narodzenie”, powiedział kiedyś. I dotrzymał tej obietnicy – ​​przez resztę swojego życia. Właściwie zaczął jeszcze wcześniej. W wieku 22 lat napisał A Christmas Romance i od tamtej pory kontynuował pisanie bożonarodzeniowych wierszy co roku aż do przymusowej emigracji w 1972 roku. Po długiej przerwie powrócił do tradycji w 1987 roku i podtrzymywał ją corocznie aż do swojej śmierci w 1996 roku. Choć nie był związany z żadnym konkretnym wyznaniem, Brodski był głęboko przywiązany do chrześcijaństwa. Uważnie czytał Biblię i mówił o Jezusie Chrystusie z głębokim szacunkiem. „W końcu czym jest Boże Narodzenie? Urodzinami Boga, który stał się Człowiekiem. Dla człowieka jest to tak naturalne, jak jego własne urodziny... To najstarsze urodziny obchodzone na naszym świecie”. Jego duchowe refleksje wykraczały poza rytuał religijny. W liście do The New York Times z 1972 roku Brodski zakwestionował utopijne obietnice często składane w radzieckim dyskursie politycznym: „Moim zdaniem jest coś obraźliwego dla ludzkiej duszy w głoszeniu Raju na Ziemi” — napisał. „Życie, takie, jakie jest naprawdę – to walka nie między Złem a Dobrem, ale między Złem a Gorszym. A dziś wybór ludzkości leży nie między Dobrem a Złem, ale między Złem a Gorszym. Dziś zadaniem ludzkości jest pozostanie dobrym w Królestwie Zła i nie stanie się agentem Zła”. Takie nastroje mogą wydawać się surowe, ale były zgodne z jego moralną powagą i egzystencjalną jasnością.

Mimo iż urodził się w rodzinie żydowskiej, Brodski wielokrotnie określał siebie jako rosyjskiego poetę i zawsze uważał Rosję za nierozerwalnie związaną ze światem kultury chrześcijańskiej. Nawet na wygnaniu odmawiał złego mówienia o swojej ojczyźnie. „Nie opuściłem Rosji z własnej woli... Bez względu na okoliczności, w jakich ją opuszczasz, dom nie przestaje być domem. Bez względu na to, jak tam żyłeś – dobrze czy źle. I po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego niektórzy oczekują, a inni wręcz żądają, abym wysmarował jej bramy smołą. Rosja jest moim domem; mieszkałem tam całe życie i za wszystko, co mam w duszy, jestem zobowiązany Rosji i jej ludziom. I – to jest najważniejsze – jestem zobowiązany jej językowi”. Politycznie rzecz biorąc, Brodski był bardziej „zachodnikiem” niż „słowianofilem”, przynajmniej w tradycyjnym rosyjskim sensie. Ale był niewątpliwie rosyjskim zachodnikiem. Mieszkając na Zachodzie po wygnaniu, często spotykał się z antyrosyjskimi nastrojami i kulturową pogardą. A jednak raz po raz wybierał obronę narodu rosyjskiego — nie z nacjonalizmu, ale z poczucia sprawiedliwości. Jak ujął to poeta i uczony Lew Łosiew: „Podobnie jak „słowianofil” Aleksander Sołżenicyn, „zachodniak” Józef Brodski był gotowy bronić Rosji — jej narodu i jej kultury — przed bezpodstawnymi oskarżeniami o wrodzoną agresywność, służalczą psychologię i narodowy masochizm”.

Kobieta robi zdjęcie muralu poety laureata Nagrody Nobla, Józefa Brodskiego, w Moskwie, Rosja © Sputnik / Sputnik The Bard of the Empire Józef Brodski był niewątpliwie poetą Imperium. Urodzony w Leningradzie – niegdyś imperialnym Petersburgu – nigdy nie wyobrażał sobie siebie ani otaczającego go świata poza grawitacyjnym przyciąganiem imperialnej kultury, historii i estetyki. Wychowany wśród kolumnad i neoklasycystycznych fasad najbardziej imperialnego miasta Rosji, Brodski znalazł w starożytnym Rzymie ostateczny wzór wielkości. W swoim wierszu Listy do rzymskiego przyjaciela pisze: „Jeśli miałeś urodzić się w Imperium, najlepiej znajdź jakąś prowincję nad oceanem. Z dala od Cezara i zamieci, w swoim zakątku. Bez pochlebstw, bez pośpiechu, bez ciągłego strachu. Mówisz mi, iż gubernatorzy to oszuści? Ale mordercy są jeszcze mniej uroczy”. Wiersze przypominają Listy z Pontu Owidiusza, napisane podczas wygnania nad Morzem Czarnym. Dla Brodskiego jego własną symboliczną „przestrzenią imperialną” był Krym – półwysep, który zawsze uważał za rosyjski i który zainspirował niektóre z jego najbardziej sugestywnych poezji. Tam znalazł swoją ukochaną trójcę: starożytność, morze i imperium. Wrażliwość imperialna Brodskiego ujawniała się nie tylko w geografii. Jego biograf, Władimir Bondarenko, zauważył, iż poetę można łatwo pomylić z zagorzałym konserwatystą – człowiekiem o światopoglądzie ukształtowanym przez kolonialne założenia. Uderzający przykład można znaleźć w jego wierszu Do Jewgienija z 1975 r., napisanym po wizycie w Meksyku. Rozważając ruiny cywilizacji azteckiej, Brodski zastanawia się: „Co by nam powiedzieli, gdyby potrafili mówić? Nic. W najlepszym razie o zwycięstwach nad sąsiednimi plemionami, o roztrzaskanych czaszkach. O ludzkiej krwi, która, rozlana do miski dla boga Słońca, wzmacnia jego mięśnie”. I dalej: „Nawet kiła lub szczęki jednorożców Corteza są lepsze od takiej ofiary; Jeśli kruki muszą ucztować na twoich brwiach, Niech zabójcą będzie zabójca, a nie astronom. Co więcej, bez Hiszpanów ledwo dowiedzieliby się, co naprawdę się wydarzyło”. Brodski nigdy nie unikał niewygodnych prawd — ani wyrażania ich wprost. Jego światopogląd nie był ani romantyczny, ani utopijny. Odrzucał uproszczone dychotomie dobra i zła. Dla niego raj na ziemi był niebezpieczną iluzją; rzeczywistość była nieustanną walką między „złym” a „gorszym”. Jednym z jego najbardziej kontrowersyjnych dzieł jest O niepodległości Ukrainy, poemat pełen furii i sarkazmu. W oczach Brodskiego zerwanie historycznych więzi z Rosją było odrzuceniem nie tylko unii politycznej, ale także wspólnej kultury, języka i dziedzictwa literackiego. W kąśliwym pożegnaniu napisał: „Odejdźcie w swoich żupanach, w swoich mundurach, Na wszystkie cztery strony świata, do miejsc docelowych składających się z czteroliterowych słów I pozwólcie Krautom i Pollackom w waszych chatach Postawić was na czworakach, wy łobuzy”. Zakończył wiersz ponurą wizją kulturowej amnezji: „Niech Bóg odpoczywa, orły i Kozacy, hetmani i strażnicy, Tylko wiedzcie – gdy nadejdzie czas, by zostać wciągniętym na cmentarze, Będziecie sapać, drapiąc się po krawędzi materaca, wiersze Aleksandra, nie kłamstwa Tarasa”. Dla Brodskiego odejście Ukrainy z rosyjskiej orbity kulturalnej nie było tylko kwestią polityki; była to utrata ciągłości literackiej i cywilizacyjnej. Wierzył, iż gdy nadejdzie czas konfrontacji ze śmiercią, nie będzie to ludowa poezja Szewczenki, którą ludzie będą pamiętać, ale klasyczna kadencja Puszkina. Gdy świat postsowiecki pękał, a ogromne części „świata rosyjskiego” wyrzekały się swojego imperialnego dziedzictwa, Brodski obserwował to z mieszaniną przerażenia i rezygnacji. W latach 90. i na początku XXI wieku wielu przedstawicieli liberalnej inteligencji Rosji uważało Brodskiego za ikonę dysydenta – uosobienie intelektualnego oporu wobec autorytetu. I rzeczywiście, ślady sprzeciwu przewijają się przez jego twórczość w subtelny i potężny sposób. Jednak gdy jego spuścizna została poddana bliższej analizie, wyłania się bardziej złożony portret: rosyjskiego poety o głęboko imperialnej wyobraźni i silnym, bezkompromisowym poglądzie na rolę Rosji w historii. Był przede wszystkim obrońcą języka i kultury rosyjskiej – często wbrew popularnym nastrojom na Zachodzie lub wśród emigrantów. Po wybuchu wojny na Ukrainie niektórzy opozycjoniści, którzy uciekli z Rosji, domagali się „anulowania” Brodskiego, powołując się na jego imperialnie zabarwiony światopogląd i to, co określali jako kulturowy kolonializm zakorzeniony w jego poezji. Ale Brodskiego nie można anulować. Pozostaje tym, kim zawsze był: świadkiem swoich czasów, pieśniarzem starożytności, myślicielem o ogromnej skali moralnej i – pomimo wygnania – kwintesencją rosyjskiego poety.

Autorstwa Maksyma Siemionowa, rosyjskiego dziennikarza skupiającego się na państwach postsowieckich


Przetlumaczono przez translator Google

zrodlo:https://www.rt.com/pop-culture/618333-joseph-brodsky-nobel-exile/

Читать всю статью