Jak niektórzy może jeszcze pamiętają, w PRL-u obowiązywał tzw. centralizm demokratyczny. Teraz Unia Europejska, jak na godną następczynię komunistycznej dystopii przystało, również wykształciła własny rodzaj centralizmu – mianowicie, centralizm finansowy, co właśnie znalazło odzwierciedlenie w przedstawionym projekcie budżetu na lata 2028-2034 w rekordowej wysokości 2 bln euro.

Piotr Lewandowski
Zasadza się on na tym, iż budżet unijny ma być narzędziem centralizacji UE i przekształcenia jej w superpaństwo, bo tak należy interpretować rewolucyjne zmiany w jego strukturze i mechanizmach wydawania środków.
Jak to ma wyglądać w szczegółach? Przede wszystkim, zaimplementowano do niego na wielką skalę regulacje przetestowane przy okazji wprowadzenia funduszu NextGenerationEU finansującego Krajowe Plany Odbudowy. Uwagę zwraca znaczne poszerzenie zakresu pozyskiwania tzw. zasobów własnych UE, czyli ogólnoeuropejskich podatków i opłat. Wedle przedstawionej propozycji w ich skład miałyby wchodzić: podatek CBAM (graniczna opłata od śladu węglowego importowanych towarów); opłata od nieprzetworzonego plastiku; opłata nikotynowa (palacze z pewnością się ucieszą z kolejnej, radykalnej podwyżki cen wyrobów tytoniowych); handling fee, czyli opłata od paczek sprowadzanych spoza UE (to z kolei uderzy w konsumentów kupujących np. na chińskich platformach e-commerce); opłata e-waste, czyli od odpadów elektronicznych (a zatem ceny elektroniki również pójdą w górę); opłata graniczna dla osób przyjeżdżających spoza Europy (a więc, jak rozumiem, również dla pracowników ściąganych zza granicy, co z kolei „ucieszy” naszych przedsiębiorców); wpływy z systemu ETS1, czyli handlu uprawnieniami do emisji CO2. Wszystkie te podatki będą pobierane przez państwa członkowskie i odprowadzane do unijnego budżetu, co będzie skutkowało koniecznością rozbudowy aparatów celno-skarbowych (wraz z ponoszeniem dodatkowych kosztów ich utrzymania). W konsekwencji kraje członkowskie staną się poborcami podatkowymi na rzecz Brukseli – i to dopiero ona będzie decydować o podziale pozyskanych środków. Krótko mówiąc, nie będziemy mieli wpływu na wydawanie pieniędzy z części podatków pobieranych na naszym terytorium.
Jak ten centralny podział będzie funkcjonował? Otóż od 2028 r. w stosunku do wszystkich środków przyznawanych poszczególnym krajom obowiązywać ma znana już z KPO i częściowo „regularnego” unijnego budżetu zasada warunkowości. Zatem system „kamieni milowych” czy „pieniędzy za praworządność” stanie się integralną częścią podziału europejskich funduszy – to zaś daje Komisji Europejskiej potężną władzę i narzędzie nacisku na kraje członkowskie. Mówiąc wprost, otwiera pole do nieograniczonego politycznego szantażu, o czym zdążyliśmy się przekonać na własnej skórze w kwestii środków na KPO. Jak pamiętamy, Polska nie była krajem wystarczająco „praworządnym”, gdy miała rząd skonfliktowany z Brukselą – po czym, po zmianie władzy, nagle okazało się, iż tę legendarną „praworządność” w cudowny sposób odzyskaliśmy, mimo iż obowiązujące prawo nie zmieniło się ani o jotę. W praktyce zatem Komisja Europejska będzie mogła wydzielać środki wedle własnego widzimisię i politycznego zapotrzebowania, niczym cukierki grzecznym dzieciom, nieustannie szachując finansowo nieposłuszne państwa. Rzecz jasna, w pierwszym rzędzie będzie to dotyczyło państw takich jak Polska, trudno sobie bowiem wyobrazić, by „pani przedszkolanka” Ursula von der Leyen ośmieliła się w podobny sposób potraktować np. Francję, a już w szczególności jej rodzime Niemcy. Podsumowując, będziemy przekazywali do centralnego budżetu nasze składki i pobierane u nas unijne podatki (podkreślam – ponosząc koszty ich poboru), a potem, o ile będziemy ulegli i posłuszni, to może coś nam z tego skapnie. o ile w kolejnych wyborach wygra opcja z punktu widzenia brukselskich elit „niesłuszna” (a wiele na to wskazuje), to czekają nas przeboje identyczne jak w przypadku KPO, tylko w mega skali, bo od dobrej woli KE będzie teraz zależało każde euro. Unijni urzędnicy zresztą choćby nie ukrywają, iż taki sposób dzielenia funduszy ma m.in. zdyscyplinować opornych do wdrożenia paktu migracyjnego. Biorąc to pod uwagę, zapowiedzi, iż pozostaniemy beneficjentem netto eurofunduszy, wydają się mocno na wyrost.
Na tym nie koniec, bowiem środki na Wspólną Politykę Rolną zostaną obcięte o 87 mld euro (z obecnych 387 mld zostanie 300 mld, czyli mamy kontynuację „dożynania” europejskiego rolnictwa), a sama WPR zostanie włączona do Narodowych i Regionalnych Programów Partnerstwa i tam rozparcelowana pomiędzy poszczególne unijne polityki. Podobny los czeka również fundusze spójności.
Jest jednak i wielki wygrany nowego finansowego rozdania – to Ukraina, która otrzyma 100 mld euro do rozkradzenia pomiędzy tamtejszych oligarchów i chodzącą na ich pasku klasę polityczną, co w ukraińskich realiach jest więcej niż pewne. Miło mieć świadomość, iż dzięki unijnej hojności komuś jednak się polepszy!